Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.

niedziela, 30 grudnia 2012

Przygody Miłosza, czyli jak to jest być noblistą; part1

O 17.58 Miłosz opierał się o drzwi z napisem UWAGA! DRZWI OTWIERAJĄ SIĘ DO ŚRODKA. NIE OPIERAĆ SIĘ O DRZWI. Autobus rzęził, kolebał się, podskakiwał na dziurach, drzwi otwierały się do środka, pojazd wypluwał kolejnych pasażerów, przyjmując innych. Szyby parowały, komórki dzwoniły, a Miłoszowi marzły i cierpły nogi. Typowe zimowe popołudnie, z nadmiernym opadem śniegu, nerwowym czekaniem na przystanku, wyładowaną komórką, tłokiem żarliwie drepczących w miejscu ludzi i powolnym wleczeniem się zakorkowanymi ulicami.
Miłosz potrząsnął nogą. Nie pomogło. Zmarszczył nos. Miłosz, lekceważąc tłok, koszmarne dzwonki telefonów, zimny powiew i przewożonego z czcią pluszowego jednorożca oddawał się rozmyślaniom nad najgorszym dniem swojego życia. Dzień ten miał miejsce dzisiaj, to jest siódmego grudnia.
Zaczął się nie najgorzej. To znaczy Miłosz wstał, powlókł się do łazienki, opłukał zapuchnięte oblicze, przyodział się naprędce i w biegu skonsumował śniadanie. Na przystanku był o 6.52. O 7.20 nadjechał autobus. Hordy uczniów i uczennic rzuciły się do wnętrza. O 8.30, podczas pierwszej miłoszowej lekcji zaczął padać śnieg.
Potem było już tylko gorzej.
Po pierwsze: matematyka. Miłosz nie cierpiał matematyki, a w szczególności matematyczki, z wzajemnością zresztą.
Po drugie: kumple. Kumple potrafią człowieka wytrącić z równowagi. Dzisiaj skończyło się na rozlanym soczku i rozciętym łuku brwiowym (bynajmniej nie przez kolegę, łuk został rozcięty podczas upadku, razem z soczkiem). Po trzecie: w dzień po Mikołajkach ludzie świrują. Nie ma już nic do rozdania, nic do życzenia, a świąteczna atmosfera przepełnia ludzi, niczym nazbyt napompowane balony, które prędzej czy później muszą wybuchnąć.
Na dużej przerwie Miłosz ujrzał Olę obściskującą, a jakże, Mikołaja. To był cios w samo serce. To znaczy w serce Miłosza, bo ten drugi cios dosięgnął szczęki Mikiego. Potem już samo poszło.
Bilans? Jedno podbite oko, bolący żołądek, stłuczony łokieć i ze strony Miłosza cała gama wściekłości i zażenowania w jednym. Poza tym uwaga w dzienniku, ale kto by się tym przejmował.
Więc w autobusie, o 17.58 uspokojony już trochę Miłosz, nieco buraczkowaty na twarzy zaczął obmyślać plan przywrócenia samego siebie do stanu psychicznej równowagi. Pomyślał, że rozkwaszenie jeszcze parę razy twarzy wroga byłoby niezłe. Niestety, z przyczyn obiektywnych (brak wroga), musiał poprzestać na mściwym rozmyślaniu. Następnie przeszedł płynnie do retrospekcji (odtwarzanie w kółko jednej sekwencji – Oli w objęciach skrwawionego Mikołaja). Potem osiągnął wewnętrzny spokój i filozofia zen spłynęła na niego ożywczym strumieniem. Wysiadł na przystanku po naciśnięciu wesołego czerwonego przycisku i wydarł się na całe gardło „Na pohybel skurwysynom!”. Nie było to oryginalne, jednak paru zmęczonych ludzi, wracających do domu uznało go za osobnika mogącego stanowić realne zagrożenie. Na taką reakcję można było odpowiedzieć tylko z totalną dozą chamstwa, lub nie odpowiedzieć nic, toteż Miłosz wbił ręce w kieszenie i pomaszerował w stronę swojej klatki schodowej.

sobota, 29 grudnia 2012

Proście, a wątpliwe, czy będzie wam dane.

Panie, na nowy rok proszę:
Przywróć mi moje zgryźliwe poczucie humoru. Jeśli taki ma być koszt dobrego samopoczucia, to ja chcę się od czasu do czasu poczuć źle. A jeśli to przez uczucia, to zabierz je, bo mi niszczą wizerunek dowcipnego marudy.
Mniej romantyzmu i liryczności, więcej głupawych komedii, strzelanek, metalu i napoju czarnego, jak śmierć, czyli kawy Frugo(Kawa mi szkodzi. Zdecydowanie).
Brodatych mężczyzn na ulicach, bo jak dotąd wpadam na samych pedziów rodem z 1D.
Tańszych książek, bo jak tak dalej pójdzie, to będę zmuszona razem z całym księgozbiorem przenieść się pod najbliższy most.
Tańszych płyt, również z powodu budżetu. (Oczywiście mogę ściągać z internetu, kto mi broni, ale jak sobie człowiek chce pofolgować i szarpnąć na porządną płytkę, to potem przez tydzień nie je kolacji.
Bardzo mało petard na sylwestra, bo na Zeusa, mój pies kiedyś nie wytrzyma i odejdzie do krainy wiecznych łowów. A ja w Bielsku zrobię drugie Stany Zjednoczone, jeśli rozumiesz moją myśl.
O matematyczne umiejętności. Te cyferki są na prawdę fascynujące, odlotowe i czaderskie, tylko co ja mam z nimi zrobić?
Spokój. Żebym się nie darła na ludzi (Wolne żarty! Skoro oni są głupi, to dlaczego...Ok, ok.)
Motywację do zaczęcia regularnych ćwiczeń fizycznych. I żeby jeszcze były jakieś efekty.
Krainę czekoladą i herbatą płynącej (za mlekiem jakoś nie przepadam).
Łatwe sprawdziany z chemii. Łatwe kartkówki z chemii. Łatwe zagadnienia z chemii. Panie mój, dlaczego nie możemy realizować materiału zawartego w podręczniku?!("Mydło- najlepszy sojusznik w walce z brudem") Jestem tylko skromnym humanistą, pamiętaj!
Sukcesy na miarę uzyskania stabilnej reakcji termojądrowej w plazmie deuteru. Bo mnie interesuje coś więcej od imiesłowowego równoważnika zdania złożonego podrzędnie okolicznikowego przyzwolenia, chociaż niektóre podłe gadziny próbują mi wmówić co innego.
Urodę (No ja wiem, że sprawa jest beznadziejna,ale cycki toby mi mogły urosnąć, nie?)
Czego i wam życzę.
PS.Tak, byłam na Hobbicie, jestem taaaaaaaaaaaaaaka modna!

sobota, 22 grudnia 2012

Niezmiennie falujemy

W tym roku święta są inne.
Jetem zawiedziona końcem świata. Liczyłam co najmniej na apokalipsę zombie, że o 12.12 przebiegnie mi po plecach stado podkutych żelaznymi podkowami ciarów, ale obyło się bez fajerwerków.
Wiedzieliście, że ziewamy aby schłodzić mózg? ciekawe co na to zombie. Oni chodzą z otwartymi ustami, może chłodzą mózg. I lubią nasz chłodzony.Lubią mrożonki. Ja też. Czy to znaczy, że powoli staję się zombie?
Pociągi jak zwykle się spóźniają, przed wigilią śnieg całkiem stopniał, wszędzie kolejki, sprzątanie, ale coś jest całkiem inaczej.
Sprzątając u dziadka czułam się jak w horrorze sci fi, widząc oczyma duszy hordy mikrobów trzewia skręcały mi się w konwulsyjnych ruchach.
Ubieranie choinki jakoś mnie nie cieszy, nie mówiąc o tym, że znowu będzie cała na złoto, czyli niezmiernie nudna.
Znowu o jedną osobę mniej i tak jakoś mi się wydaje, że to powolne wymieranie rodziny. Rok za rokiem, krok po kroczku, jest nieszczęście w każdym roczku.
Coraz bardziej nie wiem, co o tym myśleć, a mój kryzys wiary osiągnął dumny wiek dwóch lat.
Radość z prezentów? No pewnie, ale kiedy przemyśleć tą kwestię przez chwilę, to dochodzę do wniosku, że tak na prawdę niczego nie potrzebuję. Ubrania mam i chodzę cały czas w tym samym, więc po co. Telefon stary całkowicie mi wystarcza, w sumie jestem do niego przywiązana. Został już przydepnięty, usiadnięty, zrzucony ze schodów i prawie spuszczony w toalecie. Ma manitou jak stąd do Kuala Lampur. Mp4 mam, muzykę sobie ściągnę jeśli potrzebuję. Durnostojek jest już i tak za dużo w pokoju. Zacytuję klasyka "Lubię patrzeć na rzeczy bez których jestem doskonale szczęśliwy".
K.mówi o wyrwanych skrzydłach. Napisałam, że na pewno schował je w jakiejś zabajzlowanej szufladzie. I że kupię mu protezy na Allegro. Ale tak na prawdę czasem sama bym chciała dostać nowe.

wtorek, 11 grudnia 2012

Przekupiłam mikrofalówkę, bo Pan tak chciał (jedna z zabaw datami od teraz będzie mi służyć do konstruowania tytułów, bójcie się!)

Nie chce mi się. Siądę na dupie i będę robić nic, żeby narzekać, jak bardzo jestem nieszczęśliwy, bo na nic nie wydoliłem. Oczywiście nie omieszkam wspomnieć, jak bardzo jestem znudzony tym światem.
Na prawdę, krew mnie zalewa na coś takiego. Ja rozumiem, można być zmęczonym (No, nie ukrywam, sama ostatnio jestem), ale na Jowisza! Jak grzejesz tyłek przed telewizorem, to raczej się niczym zmęczyć nie możesz. Owszem, można się poświęcić pieczeniu babeczek w ilościach hurtowych i rozdawać je potem całej klasie, wysłuchując narzekań jednostek o osłabionej zdolności koncentracji, z refleksem szachisty korespondencyjnego, lub nie posiadających po prostu siły przebicia, że dla nich zabrakło. (Zawsze brakuje, bo niektórzy biorą po kilka, żarłoczne harpie. A tak, Mańka również do nich należy, ups...)Można uczyć się na pamięć wierszy/piosenek Kaczmarskiego, bo nie można zasnąć (Tak, to też ja). Można chodzić na kurs szydełkowania, można ćwiczyć pranie gaci, można produkować własny popcorn, można godzinami składać model predatora z origami, można do jasnej Anielki malować wyidealizowaną agonię skręconego zachodu słońca, można namalować Vadera z balonikiem na własnej ścianie (Mańka ostrzega: przed wcieleniem pomysłu w życie, jeśli nie masz ukończonych osiemnastu lat i jesteś na garnuszku u rodziców, lepiej spytaj ich, jakiego koloru ma być balonik), można powoli, acz systematycznie przygotowywać się na apokalipsę zombie, kurna, można nawet budować schron na wypadek końca świata! Ale wy robicie nic.
O ocenach z rozmysłem nie wspominam, bo nie mnie jest dane prawić wam kazania, że będziecie kopać rowy, et cetera, et cetera, albowiem uważam, iż to wielka bujda i nie oceny są najważniejsze, choć tak się wam wpaja w tym głupim świecie opartym na systemie szkolnictwa o kant tyłka rozbić. Najważniejsze są własne chęci, zainteresowania i pasje, których jednakowoż nie macie. Większość z was. Bo przyjemnie jest cały dzień się opierdalać w galerii handlowej, a potem zaszyć się na resztę z Fifą ileśtam (no nie ukrywam, z gier to mnie raczej co innego interesuje), albo w inny sposób się płynnie i umiejętnie (nie każdy by tak umiał!) opierdzielać. A teraz uwaga, clou sprawy: każda czynność, jaka w jakimkolwiek stopniu przynosi pożytek wam (nie mamusi, nie tatusiowi)jest dobra i pożyteczna. Jak lubicie Metallikę, to lubcie ją porządnie. Jak jesteście "fanami" Nirvany, a znacie tylko Kurta, to ja nie mam słów. Wszystko na odwal, brak zainteresowań, to jest największy problem. bo nauka i złe oceny nie bolałyby starszych tak bardzo, gdybyście wzrokiem świra badali układ świecących punkcików na niebie. Wręcz przeciwnie, rodzice, którym zależy, sami pobiegliby do sklepu (nie wiem jakiego, nie jestem dobra z fizyki, astronomia to dla mnie chińskie znaczki na skórze nosorożca przy czterdziestostopniowym upale - nie do odczytania)i pod choinkę zamiast ciepłych skarpet przyszły Kopernik dostałby detektor mikrometeoroidów lub komparator błyskowy. Chcecie mieć pracę, która dawałaby wam przyjemność i z której moglibyście płacić podatki? Nie liczcie na szkołę i oceny. Liczcie na własną siłę przebicia i znajomości. Kopernik dał jakoś radę, chociaż wszyscy go gnoili krytykowali za bluźniercze poglądy. Kopiuj mistrzów, abyś sam kiedyś mógł zostać mistrzem, jak powiedział ktoś mądry. Może kiedyś twoja wymyślona kraina znajdzie się na tej mapie:
Czytanie lektur wygląda mniej więcej tak:
Oczywiście, możesz też liczyć na to, że ci się poszczęści i bez większego wkładu pracy zostaniesz politykiem, ale pamiętaj: ilość baranów w sejmie jest ograniczona. No i pewnego dnia może zjawić się Mańka z bardzo skuteczną bronią biologiczną, likwidującą tylko osoby o ilorazie inteligencji kalendarza ściennego. Chcesz zginąć? Ja nie, dlatego będę się starała coś osiągnąć nie 1% talentu, a wkładem. Możesz w swoje życie włożyć, co chcesz. Czy będą z tego dzieci, czy Nagroda Nobla, nic nie przychodzi bez pewnej dozy wysiłku (Świntuch!- krzyknęło moje alter ego)
A na koniec coś a propos LotR ;)

sobota, 8 grudnia 2012

This is the question

Lekcja j.polskiego, prezentacja "Autorzy fantastyki, jako dziedzice średniowiecza", czy coś w tym guście. Wykonują F., W. i R. Puszczony zostaje fragment Władcy Pierścieni. Mańka ma zaciesz. (Dla niezorientowanych w dalszym ciągu: Mańka to ja, ale uwielbiam mówić o sobie w trzeciej osobie. Przebóg, powiało poezją.)
Anetta: Legolas jest megapiękny.
Mańka: No
Anetta: Powiedziała Mańka, patrząc na R.
Koniec.
Na okazję końca (ale nie świata)odpowiem na pytania Themist
1.Jakieś traumatyczne przeżycie?
O traumatycznych przeżyciach opowiada się na bezludnej wyspie, wychylając flachę rumu. Ewentualnie pięć.
2.Jakieś nietypowe zainteresowanie?
Latanie na miotle, oblewanie ludzi w garniturze woskiem (Dawid, pozdrawiam :D), udawanie tygrysa na środku korytarza w szkole, pielęgnacja zdechłego borsuka na mojej głowie. Jak coś mi się jeszcze przypomni, to nie omieszkam wspomnieć.
3.Czy często zastanawiasz się nad sensem życia, śmiercią itp?
Codziennie myślę o zagładzie świata czekając na przystanku na spóźniający się horrendalnie autobus. Czasem też myślę o śmierci Błajarza, kiedy mówiąc pluje mi w twarz. Ewentualny sens życia pojawia się, gdy mam przy sobie tabliczkę czekolady, kocyk, herbatkę, książeczkę, lub osobę, którą lubię. Po cóż więc o nim nadmiernie rozmyślać. Ale żebyś nie była urażona niepoważnym tonem mej wypowiedzi, powiem, że jestem jedną z tych osób, które myślą w ogóle, a jak już się myśli, to prędzej, czy później dochodzi się do takich tematów.
4.Ulubiona lektura szkolna?
Myślę, że "Moralność pani Dulskiej", która aktualnie co prawda nie jest już lekturą, ale była. Prawdy życiowe Dulskiej są nie do pobicia, chyba napiszę o tym post na blogu ;)
5.Planowany lub obecny zawód lub kierunek studiów?
Jak już pisałam będę się zajmować predykcją przyszłości i prekognicją. Mogę także namalować wyemancypowany bezkres błękitu poprzecznego i zbić na tym fortunę. Ale istnieje także możliwość, iż po prostu, jak człowiek, aczkolwiek nienormalny, udam się na studia humanistyczne i będę się realizować zawodowo w budce z kurczakami. Wszystko jest możliwe.
6.Najszczęśliwszy moment w życiu?
Po dogłębnym przeanalizowaniu tychże momentów, żywię głęboką nadzieję, że takowy jeszcze przede mną.
7.Najgorsze disco polo jakie kiedykolwiek słyszałeś?
Każde disco polo jest najgorsze.
8.Czy uważasz, że masz szczęśliwe życie? Przez tych wszystkich wkurzających osobników, czasem wątpię, ale obiektywnie rzecz biorąc tak. Parę rzeczy bym zmieniła.
9.Twoja najgorsza wada?
A więc mam wybrać tylko jedną? Co ty mi zadajesz, kobieto?
10.Najgorszy numer jaki odwaliłeś w szkole?
Och, Mańka już od najmłodszych lat odwalała różne rzeczy w szkole. Na przykład w czwartej klasie pewien chłopak ją wkurzał, i ona tego chłopaka zdzieliła termosem w łeb. Potem za karę nie pojechała na wycieczkę do kopalni soli, ale było warto. To nie było najgorsze, ale nie chcę was gorszyć za bardzo.
11.Ulubiony superbohater?
Sid z Epoki Lodowcowej. Jak dorosnę, chcę być taka jak on -.-
Swoich pytań nie wymyślam, bo już nominowałam. Więc obejdę zasady.
EDIT:Znowu wcięło mi linka, do bloga Themist. Podły, podły świat, podła, podła moja znajomość internetu, podła technika.

wtorek, 13 listopada 2012

Skręcona noga sprzyja przemyśleniom.

Dzięki kochanej Antisocial Paranoic mam co robić, leżąc w łóżku. Wszyscy kochamy łancuszki, co nie?
Jak spędziłaś najlepszy dzień twojego życia?
To pytanie jest zbyt proste, naprawdę... Ech, jedząc budyń z jednego talerza z Wojciechem Mannem. Zadowoleni?
Masz swój męski ideał?
Naprawdę chcecie tego słuchać po raz kolejny? Mam wam tłumaczyć filozoficzne zabarwienie posiadania brody? Mam przypominać, że kocham się w żonatych i martwych muzykach? No błagam.
W jaki sposób opisałabyś swój charakter? (ze trzy cechy wystarczą)
Wredna, męcząca, złośliwa. Ale to też już wiecie.
Wolisz koty czy psy? (tutaj zawiało słoną desperacją...)
Twoja desperacja sprawia mi kłopot. Uwielbiam koty. Ale mój pies pewnie się obrazi, jeśli stwierdzę, że bardziej niż psy. Buuu, nie wiem. No dobra, przyznaję się, koty.
Masz swojego mentora?
No jasne, Kaczmarski, pozdrawiam Cię!
Czym chciałabyś zająć się w przyszłości?
Predykcją przyszłości. (To nic z ekonomii, będę wróżką ;D)
Jesteś od czegoś uzależniona?
Od herbaty, kawy, czekolady, słodyczy wszelkiej maści, książek, komputera, pisania,muzyki, od R.
Co byś zrobiła, gdybyś mogła cofnąć czas?
Generalnie czasu nie chcę cofać, bo tu mi dobrze, ale pewnie bym spotkała R. 10 miesięcy wcześniej.
Co sprawia ci największą przyjemność?
Przeżywam ekstazę, podczas wizyty w przybytku kultury (teatr, opera, kino, biblioteka, wystawa)
Czy jest coś, co wyprowadza cię z równowagi?
Niemalże wszystko, więc oszczędzę wymieniania. Ale najbardziej mnie wkurzają ludzie, wciskający nos między drzwi, czyli pchający się tam, gdzie ich nikt nie chce. A poza tym jeszcze nie znoszę ludzi mieniących się przyszłymi wybitnymi lekarzami, a którzy jedyne co potrafią, to imprezować, natomiast obrzucają humana błotem, bo my nic nie robimy i obciążamy skarb państwa. A, i chłopaków, którzy nie łapią aluzji.
Czego się boisz?
Straszliwego beboka mieszkającego pod moim łóżkiem. A na serio to chyba wanny się boję, po obejrzeniu "Czarnego łabędzia".
Is that all? Szkoda.
A, mam nominować.
A więc:
Lorkowa już odpowiadała na podobne bzdury, ale co mi tam, pomęczę ją
trochę. (porzeczkowy-sorbet.blogspot.com)
Łucką (gatki-szmatki.blogspot.com)
Łukasza (invest-in-love.blogspot.com
Fixerka (fixer.blox.pl)
Puszkę (zapiski-grafomanki.blogspot.com)Acha, nie, Antisocial mnie
uprzedziła. Ale, jakbyś chciała drugi raz, w co wątpię,to bardzo proszę.
Potworka (potworek.blogspot.com)
Break też już była. No ludzie!
A oto moje pytanka:
1.Jadłeś/aś kiedyś ryż z kiełbasą?
2.Lubisz wariatów?
3.Co byś zrobił(a), gdybyś spotkał(a) na swej drodze Hagrida?
4.Nosisz slipki/majtki w papużki?
5.Jeśli mógłbyś(abyś) powtórzyć jedną chwilę ze swojego życia, co to byłby za moment?
6.Co musi mieć dziewczyna żebyś ją lubił(a), a co chłopak?
7.Czy przygotowujesz się na apokalipsę zombie, a jeśli tak, to w jaki sposób?
8.Wierzysz w Boga lub Bogów? Czy może jesteś wyznawcą druidyzmu? (Eee, a może nie tak się to odmienia?)
9.Kim chciałbyś być w przyszłym życiu? Przypominam, że najniższy stan to krewetka.
10.Masz kota? (Możesz to pytanie zinterpretować dowolnie)
11.Czy wygląd Twojego pokoju z artystyczny sposób ukazuje stan naszego państwa?

sobota, 10 listopada 2012

Kiedy powiedziałam Tomkowi, że stanie się postacią kultową, nie dawał wiary i zbył mnie krótkim "Bujaj się"

Mańka: Wiesz, siedzę na przystanku w mojej oczojebnej zielonej kurtce, z kapturem na głowie, bo zimno, no i przeżuwam cukierka. I w trakcie tego przeżuwania zagapiłam się na sznaucera, takiego jak mój.
Tomek: No i co?
M:Babka, która go prowadziła na smyczy popatrzyła na mnie jak na satanistę, pożeracza kotów, wielkiego fana Svartsorg.
T:Nie znam!
M: To znaczy, że jesteś normalny. Ten zespół jest żywą odpowiedzią na moje pytanie, po co istnieje j.niemiecki.
T:Mianowicie?
M: Żeby muzycy depressive black metalu mogli się wyżyć.
T:Puść to!
M:Sam tego chciałeś.
T:Mam wrażenie, że oni ryczą "Potrzebujemy waszych mózgów"!
M:Możliwe, ale nie każ mi tego tłumaczyć. Nie w sobotę. A, nie ma tłumaczenia. Więc możemy sobie darować. A Burzum znasz?
T:Hy?
T:To jest fajne! W przeciwieństwie do tego darcia mordy.Tłumaczenie leci mniej więcej tak:
Z pomiędzy gąszczy patrzyliśmy
Na tych, którzy przypominali nam inną epokę
I powiedzieli, że nadzieja odeszła
Na zawsze...
Słyszeliśmy piosenki elfów i
Wodę, która kapała
Co było kiedyś jest teraz
Precz
Cała krew...
Wszystkie tęsknoty i ból które
Panowały
Odeszły...
Na zawsze...
My nie umarliśmy...
My nigdy nie żyliśmy
M:Wiadomo, tamto to był niemiecki.
T:A to co niby jest?
M:Norweski.Nie jestem normalna.
T:Kiedy dokonałaś tego rewolucyjnego odkrycia?
...
Bonus:
Tomek:Co na obiad zacna pani?
Mania:Zupa z kwiatu kalfiora.
T:Brzmi egzotycznie.
M:Nie chlip. Nie pokazuj mi mięśnia zębatego przedniego! (Epica, to nie darcie mordy, to piękny głos Simone Simonns-mezzosopran!!!)

czwartek, 1 listopada 2012

Oferta reklamowa

Mam do sprzedania/oddania używane serce (łac.cor, gr.kardia) w średnim stanie - model Mania96. Lat 16, wad genetycznych brak. Żadnych ingerencji chirurgicznych. Aktualne miejsce pobytu: drugi człowiek. Rany niewielkie, blizny nieznaczne. W nocy kołacze, czasem uwiera przy noszeniu. Brak innych niedogodności. Brak znaków rozpoznawczych. Zazwyczaj nie podróżowało. Usadzone w jednym miejscu przez 15 lat. Na liczniku liczba 1. Żadnych poważniejszych zaangażowań uczuciowych do tej pory. Trochę niekształtne i nieforemne. Zainteresowanych proszę o szybki kontakt. Mań

sobota, 27 października 2012

*** (Czasem nagle smutniejesz)

- Niedobrze mi ze sobą, wiesz? Boję się wyciągnąć ramiona...
- Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli! Kraino na dół od Edenu, gloria, gloria...
- Boję się wyciągnąć ramiona i...
- Chwała tobie słońce, trawo przychylna każdemu...
- Słuchaj, słuchaj. Słuchaj przykrej kakofonii dźwięków, słuchaj tego, co mówię, udręczaj się razem ze mną!
- Chwała tobie, wietrze...
- Dzisiaj, jadąc autobusem, stałam obok chłopaka, pachniał cytryną, czymś świeżym. I papierosami. Pierwszy raz chłopak tak ładnie pachniał. Miał czarne oczy…
- Pies.Drzewo.Wiatr.
- …i czapkę z napisem Fuck You.
- Dziewczynka, ulica, rower.
- Kiedy wysiadł, pomyślałam, że jestem nieszczęśliwa. Długo czułam ten zapach w płucach.
-Słońce. Liście. Trawa.
- Stałam w tym tłumie i myślałam.
- Dolina.
- Nie myślałam o tobie.
- Dolina?
- Słuchaj! Jestem sama, nawet kiedy zrywa mi czapkę w głowy, kiedy targa mi włosy, chłoszcze mi twarz aż do bólu źrenic. Odchodzę. Myślę o czarnych oczach i zielonej czapce. Myślę o melodramatycznych rozstaniach na dworcu.
- Błogosławieni śmiertelni, albowiem oni opuszczą ziemię. I będą się cieszyć i radować, albowiem nie będzie ich już na ziemi. Amen.
- I nawet kiedy widzę człowieka z gitarą. I strumień.
- Błogosławieni złego serca, albowiem wstaje im się lepiej.
- Nawet rozjechany ptak. Nawet łódka.
- Dolina?
- Nie pójdę z tobą. Nie czytamy tych samych książek. Nie umiesz słuchać, jak słodko śpiewam o robaczywym łożu, sześć metrów pod ziemią, oświetlonym księżycem.
- Lampa. Dom. Ogień.
- Nie praw pokrzepiających kazań. Nie mogę słuchać tego w spokoju. Lampa stapia mnie, ogień parzy. Nie mam domu. Czarne kruki obsiadły mi pierś.
- Książka. Klucz, ścieżka!
- Nie krzycz. Nie możesz zrozumieć, to nie twoja wina. Dziś rano patrzyłam, jak porusza się mordercza pierś mojego kota, czułam zapach jego futra.
- Płaczę, kocham, śpij.
- Jadę tramwajem. Nawet w Krakowie. Nawet w Gdyni. Nawet w Kopenhadze.
- Mam wiadomość, nie wyślę listu. Tańczę i śpiewam. Bolą mnie policzki.
- Nie śmiej się, to nie pora. Nie potrafię, zostaw. Jest noc, jest dzień, mijam ich na ulicy. Spada niebo.
- Błogosławię ciszę.
- Błogosławię zło.

środa, 24 października 2012

Siedem razy moja szczerość

Do zabawy nominowała mnie Potworek. Bardzo jest mi z tego powodu przyjemnie, zaszczyt na mnie spadł nie byle jaki.
Zasady zabawy mają się następująco, należy:
-nominować blogi do wyróżnienia,
-poinformować wybrańców o wyróżnieniu,
-zdradzić 7 faktów o sobie,
-podziękować za nominację,
-zawiesić nagrodę na swoim blogu.
1.Powstałam ze skrzyżowania Małej Mi z Sidem, a co za tym idzie jestem mała, brzydka, wredna, czepliwa, irytująca, wkurzająca, gadatliwa, namolna i uwielbiam robić z siebie głupa. Cechy mojego charakteru tak bardzo odpowiadają moim pradawnym rodzicom, że zdecydowałam się przeczytać Muminki w oryginale, aby dociec budowy mojego drzewa genealogicznego.
2.Uwielbiam jeść. (Dzięki Ci Panie, że nie jestem gruba!) Moim ulubionym produktem, jak już może zauważyliście jest czekolada w każdej postaci. Oczywiście mroczna. Już dawno zauważyłam pewną prawidłowość: Jem czekoladę i mam trądzik, lub nie jem i nie mam trądziku. Niestety nie jestem fanatyczką zdrowej żywności, nie mam chłopaka i motywacji, żeby dla pięknej cery zrezygnować z najlepszej rzeczy na tej ziemi. Toteż bezkarnie wpierdalam czekoladę w ilościach hurtowych. Wiecie jaka jest różnica między nami? Wy jecie dwa kawałki, a ja dwie tabliczki.
3.Uwielbiam wyszukiwać słowa na i. Jest to pewnego rodzaju nieszkodliwa mania, przez którą cierpię, bo uważają mnie za osobę dziwną (dodajmy jeszcze, że w tym płaszczu wyglądam jak freak i...). Inercja, idiosynkrazja, indyferencja, indolencja, inferalny, instygator, interlokutor, introspekcja, iteracja, immanencja to słowa, które wam prawdopodobnie nic nie mówią, a wchodzą w skład mojego zwykłego słownictwa. Nie myślcie, że chcę wyjść na osobę mądrą. Po prostu uwielbiam słowa na i (nie zdradzę dlaczego). I koniec. (Czy wiecie, że po łacinie ignis futuus to błędny ognik? To tak pięknie brzmi!)
4.Jestem kobietą niekobiecą, a nawet niedziewczęcą. Jestem kobietą w spodniach. Drżyjcie wszystkie kiecki świata!
5.Mam świra na punkcie mądrych, ładnych i utalentowanych ludzi, głównie muzyków (przy czym mój ideał piękna może się znacznie różnić od waszego, sory memory). Kocham się w Grzesiu Turnale, Jacku Kaczmarskim, wokaliście SDMu i Cat Power (Chan Marshall). Ten drugi nie żyje, ostania jest kobietą. Mam szczęście w miłości, nie am co :D Na trochę bardziej poważnie, w związku z tym uznałam, że mój ewentualny partner musi:
- mieć na imę Grzegorz ew. Jacek
- być humanistą/artystą (humanistą i artystą?)
- mieć brodę i okulary
- grać na fortepianie/gitarze/saksofonie/harmonijce ustnej
- być spokojny
- mieć poczucie humoru
- lubić czytać
- lubić Allena
- lubić sztukę
- lubić czekoladę
- LUBIĆ MNIE
Jeżeli nie znajdę takowego, to ewentualnie zostanę lesbijką, pojadę do Cat i wyznam jej miłość.
6. Zbliżamy się do końca. Mam szczęście do ludzi z tak zwanymi więziennymi ksywami: łysa, Hiena, Konewa, Laluś, Murzyn itp.
7. Mam zamiar całą sobą poświęcić się nieszczęsnemu humanizmowi, więc jeśli zobaczycie kiedyś w telewizji Małą Mi w szale wymowy rzucającą rękami z pianą na ustach i obłędzie w oczach, poznacie, że to ja. Mam też to do siebie, że jeśli mi nie przerwiecie mogę udławić się własną logoreą (łac.logorea - słowotok).
Nominuję:
-Antisocial Paranoic (antisocial-paranoic.blogspot.com)
-Lorkową (porzeczkowy-sorbet.blogspot.com)
-Puszkę (zapiski-grafomanki.blogspot.com)
-Fixerka (fixer.blox.pl)
-Monikę (zapiski-rozrzucone.blogspot.com)
-Łucką (gatki-szmatki.blogspot.com)

niedziela, 21 października 2012

Dorosłość jak początek umierania

Mam cichą nadzieję zbudzić się z ułudnych snów,
Myśleć na nowo i cieszyć się znów.
Lecz dopóki przeznaczą nam los jednaki,
Tak dalej nie strącimy z karku kulbaki.
Dokąd oni po cichu tkają nasz los,
Dotąd płonąć będzie naszego gniewu stos.
Nie myślmy o nich, oni już skończeni.
Myślmy o sobie, którześmy batożeni.
Bądźmy świeżością, prawdą i rozumem
W tym kraju słabym okrytym kostiumem
Nieprawdy i fałszu, lichym i ubogim
Bądźmy mu świecą i duchem mnogim.
My budujemy naszą wspólną przyszłość,
Chcemy dać nową, lepszą rzeczywistość.
Nie ma utartych ścieżek i planów i dróg,
Nie pomyśli za nas żaden wymyślony Bóg.
Mamy sami wiedzieć, jak poskładać życie
Nie tak jak każą, jak myślimy skrycie.
***
Z efektu nie jestem stuprocentowo zadowolona, ale jest nieźle. Wiersz jest stylizowany na stary język, więc proszę się nie czepiać, że błędny stylistycznie. Jeśli mielibyście propozycje dotyczące tytułu to bardzo proszę się dzielić, z tytułami mam zawsze wielki problem.
Czy mogę już uchodzić za autorkę alternatywną?
popiersie Belli Bartoka
Bella Bartok był węgierskim kompozytorem
jego surowe gipsowe spojrzenie
mogę sobie wyobrażać
stłukłam dawno wszelkie oblicza
nie zajrzę do encyklopedii
.
jest to coś w stylu
dojrzałej i świadomej ignorancji
EDIT: Dziś umarł niezwykły człowiek, bard Solidarności, kompan Jacka Kaczmarskiego, Przemysław Gintrowski. Wstawiam moją ulubioną piosenkę z tekstem Herberta w wykonaniu 1. Jego 2.Jego córeczki(jak jeszcze była mała ;). I jest mi bardzo, bardzo smutno.

wtorek, 16 października 2012

Moja lista aktualizacji cz.niemampojęciaktóratojuż

1.Do zacnego grona pał dołączył jeszcze jeden członek - jedynka z matematyki. Ostatnio coraz częściej nawiedza mnie przeczucie, że będę zagrożona z matematyki, chemii i angielskiego. Z tych oto przedmiotów jedynie mam złe oceny, co nie byłoby dla mnie takim znowu wielkim zaskoczeniem, gdyby nie to, że akurat z anglika zawsze sobie radziłam. Co się dzieje z tym światem?
2.Przeczucia nieuchronnej klęski nawiedzają mnie coraz częściej, nawet w snach, co jest na tyle uciążliwe, że po nocy z definicji mającej dać mi relaks i wypoczynek budzę się wyprana z chęci do życia, że o pójściu do szkoły tutaj już nie wspomnę. Tej nocy na przykład śniła mi się dziewczyna R. z pomalowanymi na różowo końcówkami włosów. To jest już sadyzm. Nie dość, że prześladuje i nęka mnie ona na jawie, to jeszcze nie wiadomo jakim sposobem (aczkolwiek na pewno zrobiła to specjalnie)wkrada się do moich snów. Jestem zbulwersowana. Nie lubię jej, pachnie jak zupa.
3.Jeśli mogę wspomnieć po raz trzeci aspekty prorocze mego życia, mam jeszcze wizję dotyczącą piątku (gala Lipy i narada z F. i Breakiem), który wymnie mnie doszczętnie. Z założenia najbliższy piątek w moim kraju jest dniem wolnym. Ja natomiast widzę to tak: najpierw będę wystawiona na oczy ponad setki ludzi odbierać nagrodę i się denerwować, a potem zmuszać szare komórki do pracy (organ nieużywany zanika!)Dodam, że w galę sama się wkopałam, wysyłając moje opowiadanie, dodam ponadto, iż gala ta podobno ma być dla mnie nagrodą (radość bycia nieśmiałym ludzikiem zamkniętym w hermetycznym pojemniku Zeptera). Podsumowując ten punkt, zaczynam czuć się jak Pytia poddana działaniu środków zmieniających świadomość [napruta ziołami](Jestem tak zmęczona, że nie pomogły trzy kawy) albo Kasandra.
4.Mam wykombinować coś na akademię (human -alert, alert!), więc moja kochana pani profesor dała mi do obejrzenia "Ostatni dzwonek". Film ma mnie zainspirować. Po zakończeniu seansu "Przypadku", zainicjowanego przez panią profesor, żywię pewne uzasadnione obawy co do treści tego filmu. "Przypadek" oglądany dzisiaj rano dobił mnie ostatecznie i nieodwołalnie.
4.Szczerze mówiąc, mam dość tej chorej egzystencji. R? Ja jestem kremem a on moją rurką, tyle, że jeszcze o tym nie wie.
5.W Juno znajduję kolejne prawdy życiowe. Na przykład ten o nastoletnich świrach, uczęszczających ze mną do szkoły:
Kumpel- Powinieneś zapuścić sobie wąsy.
Bleeker- Nie mogę.
Kumpel- Ja też, ale od jutra przestanę nosić majtki. Jakość mojej spermy się podniesie.
Jeszcze im wąsy nie wyrosły, a już myślą o robieniu kolejnych dzieciaków.
6.Jak mi przejdzie chandra, to mi odbije i przebiegnę nago przez ulicę krzycząc "wolność dla Kuby", lub coś równie oryginalnego.
7.Od dłużeszego czasu ciągle natykam się na korytarzu na dziwnego gościa z mat-fizu(No nie wiem, czy to mat-fiz, ale wygląda tak nerdowsko, że nie mogę o nim inaczej myśleć. Jak okaże się, że to human ukorzę się przed wszystkimi), który dziwnie się na mnie lampi. Naprawdę, czy ja mam coś na twarzy? Oprócz twarzy?
8.Oprócz tego, że uwielbiam robić z siebie głupa, mam to do siebie, że posiadam zboczoną wyobraźnię i wszędzie widzę konteksty. Jak pierwszy raz słuchałam tej piosenki, to pytałam się, czy to ze mną jest tak źle, czy rzeczywiście utwór ma podtekst erotyczny. Po obejrzeniu teledysku nie mam już wątpliwości: jestem wyczulona na tym punkcie, ale niczego nie dorabiam.
A to wspomniana już Kasandra (dzień bez Kaczmara to dzień całkowicie stracony)

sobota, 13 października 2012

Moment ostatecznego wyjaśnienia natury rzeczy, oda do niekonsekwencji i analiza sztuki jako takiej. Czyli jestem wam coś winna.

Najłatwiej jest rzucić, to, co się dawno zaczęło. Najłatwiej jest machnąć ręką na wszystko i wywiesić białą flagę. Najłatwiej jest skapitulować. Uwaga, będzie długo, ale przynajmniej bardziej mądrze.
Ostatnio ze zmartwieniem zorientowałam się, że mój blog, czyli coś, nad czym długo pracowałam, co pielęgnowałam, czemu poświęcałam czas, nad czym myślałam, przestał mi się podobać, a co za tym idzie, nie mam już ochoty poświęcać mu czasu. Moje posty wydawały mi się (i chyba dalej wydają)nijakie, bezwartościowe. Stwierdziłam, iż nie zamierzam pisać o bzdurach i pierdołach bez polotu i fantazji i bez dawki czarnego humoru, którą kiedyś przemycałam. Ponieważ myśl o jednym człowieku opanowała mój mózg i wyprała go kompletnie z weny, pomysłów i stylistyki, płodziłam pierdółki niegodne, moim zdaniem uwagi. Wpadałam w tony płaczliwe i żałosne. A, co najważniejsze, przestałam czuć, że tworzę coś wartościowego. Być może jest to przywiązywanie zbytniej wagi do małych rzeczy, powiecie. Nie zgodzę się z tym. Myślę, że jak już się człowiek za coś zabiera, to powinien to robić dobrze. Bez błędów ortograficznych i interpunkcyjnych na przykład. Jestem osobą, którą wybitnie irytują miałkie teksty piosenek polskich wykonawców puszczane w masowych radiach.
Zaczęło się od tego, że na lekcji języka polskiego z moją ukochaną panią profesor, przerobiliśmy wiersz Herberta "Dlaczego klasycy". Herberta zawsze ceniłam (może się to wiązać z faktem, iż jako małe dziecko słuchałam z fascynacją płyty Gintrowskiego pt."Kołatka" z tekstami właśnie tego poety), z czasem przyszło zrozumienie jego dzieł (jego wiersze to małe i większe dzieła). Ale dopiero wspomniany wiersz mnie poraził. Jeśli ktoś nie zna: w wierszu Herbert zderza postawę Tucydydesa ze współczesnością. Tucydydes był to strateg w czasie wojny peloponeskiej. Spóźnił się z odsieczą dla Amfipolis, przez co miasto dostało się w ręce Sparty. Tucydydes został wygnany z kraju, co w tamtych czasach uchodziło z karę gorszą nawet od śmierci. A więc pierwsze dwie części wiersza opowiadają o współczesnym zwalaniu winy na kogo się da, unikaniu odpowiedzialności i braku honoru w zderzeniu z postawą Tucydydesa właśnie. Podczas gdy teraz tchórzostwo, manipulanctwo i brak honoru są na porządku dziennym, kiedyś Klasycy byli zwięźli, rzeczowi, pokorni wobec losu, prości i lapidarni, cechowali się honorem, odwagą, ładem moralnym, heroizmem i racjonalnym podejściem.
Ostatnia część, brzmi zaś tak:
jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą
.
to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety
Więc o czym teraz piszemy? O naszych małych dramatach? Tematem sztuki, zresztą przez małe s, są małe rzeczy, niegodne, by o nich opowiadać. Tematy odnoszące się do jednostki, dotykające jedynie nas osobiście, które nie przetrwają nawet tygodnia. Stąd "blogaski" i inne tego typu twory, które zaśmiecają przestrzeń, która powinna być zarezerwowana dla czegoś głębszego. Nie tyczy się to zresztą jedynie internetu. Pseudo inteligentna papka w telewizji i ogłupiające książki, w stylu "Co Kinga Rusin zwykle jada na śniadanie i jakie nosi majtki w soboty". Mądrość kulawa z cierniem wbitym w piętę. Samotność skarpetki. Jednorazowa tragedia pojedynczego człowieka, wyzuta z uniwersalizmu, poziomu znaczeń, przedstawiona tak, że nawet pozbawieni jesteśmy możliwości współczucia.Niszczenie wizerunku poezji i prozy jest na porządku dziennym. Wchodzą do kanonu Manuele Gretkowskie i inne Grochole. Pop bez kultury. Popkultura to oksymoron, bo "pop" to rozrywka dla mas, a masy nie znoszą geniuszu. Dlaczego minęły czasy Klasyków? Dlaczego, dlaczego?
A więc, jeśli czytam ambitnie, czemu piszę nieambitnie? Rzućmy na bok wszystkie idosynkrazje, skupmy się na konkretnym przypadku. Ja. Co robię? Piszę. Co? Gówno. I dlatego czytając niektóre "dzieła" zastanawiam się, jak to możliwe, że takie gie, może człowieka uszczęśliwić. Zawsze powtarzałam, że ludzie maluczcy potrzebują ogólników, jakich dostarcza im Paulo Coelho, ale, dlaczego do jasnej Anielki, utrzymują nawet najbardziej inteligentne jednostki, że jest on wybitnym pisarzem? Dlaczego Kinga Rusin sprzedaje się lepiej od Dehnela, dlaczego w końcu nie mogę w zwykłej księgarni typu piczek empiczek, czy matras dostać płodów Mickiewicza (oprócz Dziadów, które są lekturą)? Wiek po wieku cofamy się intelektualnie przy jednoczesnym rozwijaniu techniki, co mnie przeraża (Dać dziecku niebezpieczną zabawkę może tylko.. no kto? Idiota?).
Dlatego zdenerwowana własnym poziomem beznadziejności, uznałam, że przestanę pisać. Na szczęście wymęczona porządnie przez noc, miałam dużo czasu na przemyślenie pewnych kwestii. Moje filozoficzne rozważania w tym punkcie dobiegają końca. Zapewne udam się teraz zgłębiać kolejną pozycję z Antologii mego mistrza Kaczmarskiego, którego na szczęście jeszcze ktoś w tym kraju, zna, słucha i szanuje.
Jest to piosenka z mojej ulubionej płyty (Chicago Live 1983), którą ubóstwiam głównie dlatego, że przed każdą piosenką Jacek wypowiada krótki wstęp, który w jakiś sposób tłumaczy następującą po nim piosenkę. Słucha się tego jednakże wieczorem, przy zgaszonym świetle (tzn, ja słucham), odtwarzając sobie atmosferę koncertu. Plusem jest także i to, że Jacek występuje sam, bez kompanów. Mam wrażenie czasem, że śpiewa całkiem dla mnie, a czasem, że siedzę gdzieś w tylnym rzędzie i czuję jedność z ludźmi, którzy przyszli Go posłuchać.

piątek, 12 października 2012

piątek, 5 października 2012

Ludzie się skończyły. Jedz dżem.

Nie wiem, czemu zawsze kiedy jestem chora ogarnia mnie podły nastrój. Siadło mi na gardło i zatoki, więc pokornie wykupiłam lekarstwa za ponad 80 zł i udałam się do łóżeczka. Głowa boli, radiowa Trójka się produkuje a po mnie widać, że mam dość takiego życia, że przepełnia mnie bunt i żądza odmiany, a świat cały budzi we mnie tylko i wyłącznie dezaprobatę.
Po pierwsze uznałam w końcu, iż jestem istotą totalnie aspołeczną, którą ludzie w nadmiarze męczą raczej i nudzą, oprócz kilku chwalebnych wyjątków (może dlatego, że nie widzę się z nimi na co dzień).
Po drugie mam dość siebie, tego, że nie mogę schudnąć. Niemożność schudnięcia, powoduje przede wszystkim rozgoryczenie. Dlaczego bym miała być rozgoryczona? Czy dlatego, że jestem brzydka i nikt specjalnie dla mnie nie przyjeżdża do Czaplinka? I że tak użyję blasku poetyckiej metafory, zaczerpniętej (a jakże!) znowu z Musierowicz, oklapłam jak stygnący suflet. Nie pociesza mnie nawet fakt, iż będąc chorą mogę sobie do woli powtarzać kwestie Bernarda Żeromskiego oraz drugi. Drugim faktem jest niemożność z przyczyn logistycznych napisania sprawdzianu z matematyki. Zbiory. Mówi wam to coś? Bo mnie nic nie mówi. Pierwsza liceum = matematyczny koszmar.
Mogę sobie słuchać po raz szósty "Bema Pamięci Żałobnego Rapsodu" Niemena, trwającego notabene 13 min (Ach, wersja oryginalna 16 z kawałkiem. 4.58 Niemen zaczyna śpiewać) Mogę sobie odpocząć i się relaksować. Mogę poświęcić godziny lekturze "Gorączki romantycznej" Marii Janion, którą to pozycję pewien ignorant wziął za romans. Tak. Mój mózg jednakże odrzuca wszelkie wysnute propozycje. Właśnie przyszedł sms od R. Bez wątpienia jestem rozgoryczona. Czuję, że znowu mam podwyższoną temperaturę.
Antka nie ma - smutno, źle. O ile lepiej byłoby usłyszeć garść krzepiących określeń (skunksiku), albo powiedzonek (Nie bądź smarkiem, ogól nogi)lub po prostu pokonwersować (Hej, powiedz jej, jak przyjdzie, że wpadłam! - Taka młoda, a już wpadła!)Pozostał mi sentyment do oryginalnych koszulek(ta z Kultem najlepsza).
Moje życie obfitujące w tragiczne wydarzenia i dramatyczne zwroty akcji sprawiło, że siedzę teraz pod kołdrą w domu jednorodzinnym (bez brata)w Komorowicach, dzielnicy Bielska, czyli w Bielsku-Białej, mieście na Podbeskidziu, na Śląsku, w Polsce. Kwestią przypadku jest, że obok mnie siedzi duży, różowy misiek, którego dawno temu dostałam na urodziny i wlepia we mnie ślepia, co wcale nie jest pocieszające. Kwestią przypadku jest oczywiście także i to, że wczoraj wieczorem była burza, mój pies przyszedł do mnie na poddasze, gdzie wszystko słychać jeszcze lepiej, bym zaniosła go do mamy, do sypialni (lekki to on nie jest). Mój pies wybitnie boi się burzy, od czasu kiedy z przyczyn obiektywnych (mecz w telewizji) zapomnieliśmy, że jest na dworze, kiedy miało miejsce to doniosłe zjawisko atmosferyczne, a ta pulpa, zamiast przyjść pod drzwi balkonowe i wrzeszczeć jak zwykle, polazła wgłąb ogrodu. Od tamtej chwili nasze życie z psem podczas burzy to męka.
Adnate "romans" Mozarta brzmi żałośnie, tak samo "Das veilchen", czyli w tłumaczeniu na język polski - fiołek. Jestem sama na świecie i nikt mnie nie rozumie. Następnie przeminę jak wszyscy i nie pozostawię po sobie nawet pomnika ze spiżu, nie mówiąc już o tym, którego "nie zburzy oszalały Akwilon, oszczędzi nawet łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków". Umrę, a wszyscy o mnie zapomną. Zapomniałam dodać, że umrę całkowicie w samotności, opuszczona przez wszystkich. W końcu i na mnie musi przyjść pora, jak to w naszej rodzinie bywa.
A te dwa utwory oczywiście znam dzięki radiowej Trójce, leciały bodajże w piątek, czyli Mann rządzi.
Ta wersja moim zdaniem ładniejsza. Van Morrison śpiewający "Open the door to your heart, zależnie od nastroju rozczula mnie i wprawia w świetny humor, lub wkurza.
Wiersz o kocie Michała Zabłockiego (to gość, który pisze teksty dla Turnaua)pochodzi z bloga Agaty Dębickiej.

sobota, 29 września 2012

Czy artysta musi być giętki?

Artysta, jako osoba obdarzona szczególną wrażliwością oraz czymś, co nazwać można "mocą twórczą" zazwyczaj jest poza schematami. Z definicji myśli i odczuwa inaczej, niż większość ludzi, a przy tym umie to uzewnętrznić i wyrazić. Przy tym trzeba stwierdzić, że człowiek utalentowany, lecz bez wyobraźni i polotu nie może być uznawany za artystę. Artysta ma przedstawiać własne koncepcje i idee, ujmując je w klamrę sztuki.Artysta jest widowiskowy.
Trzeba też zaznaczyć, że artysty nie da się do niczego zmusić, ni skłonić, bo jest on wierny swoim pomysłom i ideałom. Trochę odrealniony ten człowiek, czy to mężczyzna, czy kobieta, nie podlega teoretycznie żadnym wpływom i nie może zostać wciśnięty w sztywne ramy narzuconego tematu.
Jakże odkrywczy wydaje mi się Parmenidas, który stwierdził "To, co jest-jest, a tego, czego nie ma-nie ma". W artyście nie ma chęci podlizywania się komukolwiek i powielania czyichś poglądów. On toruje drogę własnej, szerokiej myśli. Owszem, wielu jest pseudoartystów, którzy z chęci korzyści zdradzili samych siebie. W owej chwili właśnie przestali być artystami. Inni (trudno ich winić)z powodu trudnych warunków życiowych zmuszeni zostali do chwalenia pojęć, osób, rzeczy, które wzbudzają w nich wstręt i obrzydzenie. Ci są najbardziej tragiczni.
Powszechnie dostępna w mediach karykatura kultury domaga się od artysty śpiewów, okrzyków radości, hołubców oraz odtańczenia trojaka dolnośląskiego. Jednym słowem- uczestniczenia w tym widowisku żałosnym i smutnym. Porzucenia swoich poglądów na rzecz niewątpliwych korzyści materialnych.
Już szkoła zabija artystyczną duszę. Osobnicy odporni na wpływy nie pozwalają oświacie i telewizji zrobić kaszanki z mózgu. Przez to, dość często, nie zdają oni matury i/lub słuch o nich ginie.
W dzisiejszych czasach, aby coś osiągnąć, najlepiej być człowiekiem bezpoglądowym, lub zmieniać poglądy jak rękawiczki, dopasowując je do sytuacji. Cóż ma więc zrobić artysta w XXI wieku? Najlepiej porzucić zamysły twórcze i oddać się uczciwej, rzetelnej pracy. Artysta dzisiaj z góry jest skazany na porażkę, bo nie potrafi trafić do mas. Czy masy mogą zwrócić uwagę na prawdziwego artystę? Nie, bo sztukę doceniają jednostki nieliczne, stanowiące mniejszość społeczeństwa.
Nie dalej jak wczoraj usłyszałam, że poezji śpiewanej słuchają "homoseksualiści i zmanierowane bufony. Z całą przyjemnością dołączam do grona zmanierowanych bufonów.
Nie mogąc pretendować do miana artysty, ale uważając się za osobę choć trochę inteligentną, mam czelność zauważyć, że ludzie nie potrzebują Sztuki, młodych dziewcząt nie pociąga już nimb artysty przeklętego, a twórcze działanie spotyka się z niezrozumieniem i jest tłamszone w zarodku. W kinie wyświetla się zbrodnie i mordobicie i w ogóle ma miejsce upadek moralny. Nikt nie czyta książek, w związku z tym proponuję przerobić je na papier toaletowy, aby oddać hołd najpierwotniejszym potrzebom, które urosły do rozmiarów wodospadu Niagara, wypierając wszelkie inne.
Mamy cmentarz. A czego? Swobodnej, szerokiej myśli.
Szanuję artystów, którzy szanują siebie i swoją pracę i nie są z modeliny. Moim zdaniem artysta nie może być giętki. Wtedy staje się już tylko płatnym wyrobnikiem.
Wszystko fajnie, tylko czemu Grześ zgolił brodę?

wtorek, 25 września 2012

Wpadłam w łapy żelatyny

Ja pamiętam Milki Way'e kupowane przez tatę na stacji benzynowej, luksusowego wiśniowego "uniaka", toczącego się po drodze w rytm Trójki. Zwłaszcza "Baśkę" pamiętam z radia (rany xD). Oprócz tego ciastka przekładane marmoladą i Kubusia Puchatka na święta.
Ale od początku. UwG swoim wpisem mnie zainspirował i zgapię od niego temat. Będzie nieopanowanie refleksyjnie.
Pierwsze skojarzenie z dzieciństwem, to oczywiście dziadkowie. Zbijanie sopli w zimie, żeby nikogo nie uderzyły. Wspomniane ciasteczka, pieczone przez babcię. Kiedy skończyły się ciasteczka, to jakby skończyło się dzieciństwo. Próby lepienia bałwana. Rano ser z miodem i mleko. Wyławianie kożuchów.
Muzyka. Dużo muzyki, a przede wszystkim radiowa Trójka. Trójka od kolebki, od urodzenia. Moja miłość od kolebki. Już się od tego nie uwolnię, to zostało mi wszczepione podskórnie.
W ogóle święta były wtedy magiczne. Teraz nie są. Wcale. Nie wiem, gdzie uleciał tamten nastrój, tamta moc, ale teraz Wigilia jakoś przelatuje. Ciągle towarzyszy mi "Karp", piosenka programu Trzeciego Polskiego Radia, świąteczna. Charakterystyczna. Coraz więcej pamiętam. Wypierałam to, ale teraz wkroczyłam do rzeki i płynę wgłąb.
Sanki, przejażdżki rowerowe i to, że zostałam prze pewnego rtowerzystę stratowana. Oglądanie Jamesa Bonda przed szkołą. Z powodu drugiej zmiany. Obiady u babci.
Kursowało się tak między Czechowicami, a Bielskiem.
Karp IV - Restauracja
Słowa: Artur Andrus
Muzyka: Wojciech Kaleta
Wykonawcy: Artur Andrus, Piotr Baron, Michał Kowalewski, Wojciech Mann,
Marek Niedźwiecki, Artur Orzech, Kuba Strzyczkowski, Halina Wachowicz,
Grzegorz Wasowski oraz Kwartet Rampa.
"Karp IV - Restauracja"
Krok po kroku, krok po kroczku,
Ciągnie sanie koń,
Od woźnicy woń,
Nie rumianek to, nie mięta,
Znak, że chyba idą święta,
Idą święta, idą święta.
Posłuchajcie drogie dzieci,
Jak w pradawnych wiekach,
Karp ubogi złowił w sieci
Złotego człowieka.
Była to kobietka mała
(A dokładnie Gienia),
Prakarpiowi obiecała
Spełnić trzy życzenia.
Krok po kroku, krok po kroczku,
Leci sobie ptak,
Dziwnie, bo na wznak,
A, że rzadko tak się zdarza,
Leci do weterynarza,
Idą święta, idą święta.
Karp zażądał:
Niech mi Gienia podaruje zatem
Trochę ciepła, pożywienia
I kontakt ze światem,
Złota Gienia się zamienia
W czarodziejskim stylu,
Hokus pokus w Puchar Świata
W Wędkarstwie i Grillu.
Krok po kroku, krok po kroczku,
Skacze sobie mysz,
Skacze sobie wzwyż,
A gościńcem idą chłopi
Szukać szczęścia lub czasopism.
Idą święta, idą święta.
Teraz drogie dzieci wiecie,
Że każde zmartwienie,
Każdy problem na tym świecie,
Jest przez jakąś Gienię.
Pech karpiowi towarzyszy
Zawsze kiedy w sumie,
Czegoś Gienia nie dosłyszy,
Albo nie zrozumie.
Krok po kroku, krok po kroczku,
Najpiękniejsze w całym roczku,
Idą święta, idą święta.
Słuchaczu Drogi! Życzymy Ci,
Abyś nie zwariował,
Jak ci, którzy to śpiewają
I ten, który pisał słowa.
Idą święta.
Biegnie, biegnie łoś,
Ma przypięte coś,
Ma przypiętą na ogonie
Informację, że to koniec.
Tak, mój ulubiony karp, którego oczywiście nie ma na You Tubie. Końcowego łosia, śpiewał, a raczej melorecytował Wojciech Mann (och, ach, ich <3).
Oprócz tego przedszkolne parówki i Tygrysek. I mój przedszkolny chłopak!
Nie mogę zapomnieć o Musierowicz, czytanej w gorączce (miało się tę skłonność do choróbstwa, wszystko się człowieka czepiało)pod kołderką.
W zasadzie mogę tak wymieniać dowolnie długo. Tylko po co? To są moje wspomnienia, które tylko dla mnie są magiczne. All

sobota, 22 września 2012

Dla pani Beatki

Dzisiaj nie byłam zbyt miła, a nie mam pomysłu, jak to naprawić.
Beata – żeński odpowiednik imienia Beat, pochodzi od łac. słowa beata oznaczającego błogosławiona, szczęśliwa, przynosząca szczęście. Imię to jest także tłumaczone z języka greckiego od słowa "beatus" i oznacza "walcząca".
Jestem fanką źródłosłowów łacińskich.
Znane osoby, o imieniu Beata, a właściwie te znane osoby, które znam:
Św. Beata
Beata Artemska – tancerka, aktorka, reżyserka i scenarzystka
Beata Jarmołowska – projektantka odzieży, artystka
Beata Kamińska – pływaczka
Beata Kempa – posłanka na Sejm RP
Beata Kozidrak – piosenkarka
Beata Łaska z Kościeleckich – pierwsza polska taterniczka
Beata Mikołajczyk – kajakarka
Beata Obertyńska – poetka
Beata Pawlikowska – dziennikarka, podróżniczka
Beata nie ma za to zdolności do nauk ścisłych i wszelkie cyferki - poza tymi na koncie - sprawiają jej wiele problemów. - tak, zaufajmy internetowi.
Jeśli chodzi o miłość to znaczenie imienia Beata mówi nam, że jest ona osobą, która często zmienia partnerów, która lubi zdradzać i nie ma z tego powodu nawet wyrzutów sumienia. Jest bezwzględna dla mężczyzn i wybiera tylko tych, którzy spełnią jej zachcianki To bardzo ciekawe. Mam wrażenie, że mój mózg został rozkawałkowany. Już nigdy nie uwierzę w swoje szczęśliwe cyfry i inne takie bzdety.
To bezsprzecznie mi się kojarzy z panią Beatką, blondynka, języki.

piątek, 21 września 2012

Osobnik psychicznie skomplikowany

Moja przyjaciółka wpadła na genialny pomysł. Zostanę psychologiem! W skrócie wyjaśnię, jak to będzie wyglądało:
Będę pomagać uzależnionym pomiędzy trzecią filiżanką kawy, piątym kubkiem herbaty, a czwartym kieliszkiem wina.
Wysłuchując ludzi z zaburzeniami psychicznymi, nabawię się czegoś, co dodam do moich zaburzeń obsesyjno-kompulsowych (nerwicy natręctw) i ticków nerwowych. Prawdopodobnie będzie to automatyzm psychiczny lub splątanie myślenia.
Rozmawiając z niedoszłymi samobójcami będę ich przekonywać, że jestem w gorszej sytuacji.
Ludziom opowiadającym mi swoje sny, będę przedstawiać moje mary senne.
Będę płakać razem z niespełnionymi artystami.
Na grupach wsparcia będę opowiadać, że ja mam z nich wszystkich najgorzej. Moje osobiste tragedie będzie poznawać coraz szersza rzesza pacjentów.
Co do ludzi z fobiami, nie mam pomysłu. Prawdopodobnie nigdy nie zobaczą mnie w sytuacji, w której ujawnią się: lęk wysokości, klaustrofobia, raisefieber.To znaczy mam taką cichą nadzieję. Gdyby dołączyć do tego lęk przed windami...
Złym matkom powiem o braku instynktu macierzyńskiego/chęci posiadania dziecka, spowodowanym zdolnością koncentracji na poziomie muszki owocówki.
Dla znerwicowanych uczniów mam historyjkę o moich zmaganiach z matematyką (z sześć razy dziennie mam ochotę się zabić z powodu matematyki).
I to w zasadzie byłoby na tyle, drogi pamiętniczku. Myślę, że będę wspaniałym psychologiem. Moja chęć niesienia pomocy ludziom w trudnej sytuacji jest taka ogromna, że o niczym innym nie jestem w stanie myśleć. Moja wrodzona empatia pozwala mi na każdym kroku wczuwać się w sytuację drugiej osoby. Jestem do rany przyłóż. Można mi spokojnie powierzyć swoje zdrowie i życie.
Ja i moje hobbity: Ola, Monia, Doris

sobota, 15 września 2012

(Ty)dzień świra

Brak powodu do utyskiwań i narzekań = brak weny, a obiecałam, że wysmaruję kolejnego posta. I co? Mam za swoje.
No więc uczepmy się kurczowo tych niewielkich niedogodności, jakie nam jeszcze zostały. Mam katar taki, że nie czuję smrodu wody lejącej się z pieca w łazience (niedawno fachowiec go naprawiał, więc zaistniała sytuacja jest w pełni zrozumiała), a wierzcie mi, że śmierdziało nieziemsko czymś chemiczno-słodkim, jak brałam prysznic, to myślałam, że zemdleję. Wniosek jest taki, że nawet z kataru można mieć korzyści, a nie o taki nam przecież chodziło, więc przechodzimy do kolejnej pozycji.
Chemia mnie dopadła. I tu już mamy większe pole do popisu. Bo jaką radość przeciętny humanista, którym jestem, ma znaleźć w uczeniu się na pamięć układu okresowego? I jakże ja mogę wierzyć w Boga, jeśli zaledwie w zeszłym tygodniu język wkręcił mi się w wałek elektrycznej maszyny do pisania?
A jeśli już zeszło na Allena, to muszę stwierdzić, że jestem rozczarowana najnowszym filmem. O tak, tu mogę sobie ponarzekać. Oprócz scen, w których na przedstawieniu operowym gość ciągle śpiewa pod prysznicem, bo tylko wtedy mu wychodzi, jak się porządnie namydli, było kiepsko. Aha, sceny z Allenem w roli w zasadzie Allena też były całkiem całkiem. Niemniej jednak tęsknię za starymi dobrymi filmami.
Na historii przerabiamy okres po I wojnie światowej i właśnie dotarliśmy do Hitlera. Znowu poczciwy Woody mi się nasuwa:
Później, w styczniu 1945 roku, grupa generałów zawiązała spisek; mieli zamiar we śnie zgolić Hitlerowi wąsik i mianować Dönitza nowym wodzem Rzeszy. Nie zdołali tego dokonać, gdyż w mroku sypialni von Stauffenberg, zamiast wąsika zgolił jedną z brwi Führera. Ogłoszono stan wyjątkowy, a przed moim zakładem nagle pojawił się Goebbels.
- Dokonano zamachu na wąsik Führera-powiedział roztrzęsiony.- Nie udał się.
Goebbels zorganizował mi wystąpienie radiowe.
- Führer czuje się dobrze- zapewniłem ich-Nadal ma swój wąsik. Spisek, aby go ogolić poniósł klęskę.
Nadal uważam, że Allen ma trochę więcej talentu ode mnie.
Kolejny powód do narzekań? W poniedziałek mam dwie godziny WF-u. Już oczyma duszy widzę siebie, latającą po boisku z paczką chusteczek higienicznych. Nikt jednak nie przebije mojego kolegi, który grał w nogę, jednocześnie jedząc kanapkę.
Ciągle mam przed oczami (nie, nie przed uszami, bo moja zboczona wyobraźnia żyje i ma się dobrze) dowcip: Jak rozmnażają się jeże? Ostrożnie.
Cóż jeszcze można rzec? Mam w szkole kolegę mojej koleżanki z humana, który wygląda jak Wiedźmin. Powiedziałam, że ten z gry, żeby podbudować jego męskie ego.
Kolejny argument za tym, że nie jestem do końca normalna(gdyby ktoś nie wiedział, to melodia w oryginale to The Cranberries- Zombie):

piątek, 7 września 2012

Miłość bywa porównywana z padaczką. Moim zdaniem to celne porównanie.

Korzystając z tego, że nikt oprócz Majki nie zna mojego bloga (z nowej klasy), mogę powiedzieć, że:
- Mam super ludzi w klasie
- Jestem szczęśliwa i właściwie jeśli chodzi o szkołę nie znajduję żadnych powodów do narzekań. Zniknął nastrój Kłapouchego z Kubusia Puchatka i moja kartka na drzwiach (Ponury zakątek Kłapouchego, wilgotny i smutny)stała się z dnia na dzień nieaktualna
- Odbiło mi na tyle, że z własnej woli umyłam cały zlew garów
- Uważam, że human to najlepszy profil na świecie i moja klasa jest najwybitniejszą w szkole
- Złowroga matematyka przestała mnie martwić
- Mam dużo koleżanek, z którymi mogę porozmawiać
- Tak samo kolegów
- Nie uważają mnie za kosmitę i pomyleńca
- Nie mam problemu ze wstawaniem o szóstej
- W tym tygodniu otrzymałam więcej smsów, niż w ciągu całego życia
- Jestem nieszczęśliwie zakochana.
W rankingu "Stwarzanie sobie problemów i niszczenie nawet najlepszej sytuacji z uwzględnieniem miażdżenia szczęścia" zajmuję pierwsze miejsce.

niedziela, 2 września 2012

Wszystko co kocham

Czyli co Mańka lubi:
Miny jej psa, który sam w sobie jest śmieszny, a jak już walnie minę godną zaiste Jasia Fasoli, to jest pewna, że urodził się komikiem.
Kisielki, spożywane w okresie zimowym jako główny posiłek w ciągu dnia. Kisielki ratują jej życie, wyzwalają w niej pozytywne emocje, a przy tym są bardzo poręczne i łatwe w użyciu, wystarczy po prostu wziąć ulubiony kubek, wlać wody, dodać bazy. Miesiamy, miesiamy, miesiamy i e voilà! Funpack HD gotowy! Znaczy kisielek.
Czytać książki, ale to jest oczywiste. Idąc tym tropem, Mańka lubi ludzi, którzy czytają książki, a pozostałych uważa za bezmózgie głąby, formy życia podobne meduzie, gąbce lub innym tego typu zwierzątkom.
Czekoladę na śniadanie, obiad i kolację, ze szczególnym uwzględnieniem świąt, kiedy to zżera w ilościach hurtowych czekoladowe mikołaje, zajączki itp.
Siedzieć w domciu i czytać mało co prawda ambitne, ale jakże pocieszne Muminki. To samo tyczy się Musierowicz.
Łagodzić ból istnienia herbatą.
Dostawać głupawki w środkach komunikacji miejskiej i łowić prychnięcia moherowych babć, uważających ją za pomiot szatana.
Wygłupiać się w sklepie i kierować do napotkanych ludzi nieprzyzwoite uwagi. Przykład? Widząc uwiązanego przed sklepikiem spaniela, Mania wskazuje nań ręką i zwraca się poufale do pani z wiśniowymi włosami: "A[etycznie wygląda, prawda?"
Chodzić boso przez świat i informować wszystkich, że jest ukrywaną długo córką Cejrowskiego.
Włazić pięć razy w ciągu godziny do Taniej Książki, doprowadzając facecika za ladą do białej gorączki.
Tak samo włazić do biblioteki, z której z kolei wynosi obfite łupy i zaczyna je czytać już po drodze, powodując liczne kolizje i wypadki.
O księgarniach już nie wspomnę.
Burze, a w szczególności wyładowania atmosferyczne.
Różowego miśka, w którego stronę kieruje obfite monologi. Monologi powodowane są wylewającą się obficie logoreą (łac. logorea - słowotok).
Robić zdjęcia chmurom.
Słuchać Turnaua, Kaczmarskiego i innych.
Rysować Turnaua, Kaczmarskiego i innych.
Nie lubi natomiast jak się ją pogania i nie może ładnie skończyć posta. Hrrr.
A propos tytułu:

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozmowy kontrolowane. Cz.2 -Tomek

W autobusie:
T: Mańka, ja nie mogę słuchać twoich rad w sprawach sercowych. To jakby bezdomny radził, jak zostać milionerem.
Ja: Co racja, to racja. Popatrz na tego gościa. W moim typie. Przystojny, nie?
T: Wariatka. Lepiej zobacz na tego. Też ma okulary. I to jest raczej twój przedział wiekowy, prawda?
Ja:(z żalem)Ale on nie ma brody!
T: Trudno, żeby szesnastoletni smarkacz miał brodę. Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie będziesz miała chłopaka.
Ja: Jakoś mi nie zależy. Wolę Malczewskiego. I Turnaua. I Kaczmara.
T: Ale oni nie żyją.
Ja: Grzegorz Turnau jak najbardziej żyje i ma się świetnie.
T: Poza tym ma żonę i dorosłą córkę.
Ja: To szczegóły. Poza tym, czy ja chcę się z nim chajtać?
T: Jesteś beznadziejna. Pomijam fakt, że pachniesz męskimi perfumami.
Ja: To szampon taty.
T: Po kiego grzyba używałaś jego szamponu?!
Ja: Nie drzyj się tak! Bo był przeciwłupieżowy. Myślałam, że nie ma różnicy. Te mamy strasznie kleją. Byłam zadowolona, dopóki nie okazało się, co znaczy to "for men" na opakowaniu.
T: Na tyle angielski powinnaś znać.
Ja: Na tyle znam. Ale myślałam, że to pic na wodę. Dopiero potem zorientowałam się, że "for men" znaczy tyle, co "będziesz pachnieć, jakby cię ktoś wypsikał męskim dezodorantem".
T: Nie mogłaś umyć głowy jeszcze raz? Normalnym szamponem?
Ja: Chcesz, żebym wyłysiała? Poza tym normalnych nie ma. Są tylko te klejące.
T: Wybrzydzasz. Nikt nie zauważy różnicy w szamponie.
Ja: Ja zauważę. Używanie tych lepkich mogłoby być niebezpieczne dla mojego zdrowia psychicznego.
T: A propos zdrowia, jak tam twój dół psychiczny, do którego się sama wepchnęłaś i przykryłaś ziemią?
Ja: Jakoś się odkopuję. Martwi mnie tylko, że wrzesień is coming i pewnie znowu będę miała ochotę się schować pod ziemię.
T: To rzeczywiście tragiczne. Ale odkąd wróciłaś z Gdyni...
Ja: Przedwczoraj!
T: ... masz niepokojąco dobry humor.
Ja: To tylko dzień dobroci dla zwierząt. Taka higiena, zanim znów znienawidzę ten świat. Poza tym dostałam nową mp4. Ma wielką zaletę. Działa na obie słuchawki. Lewe ucho mi już wysiadało.
T:Pokaż
Chwilowa kontemplacja sprzętu. Skupienie. Cisza. Tylko z naszej strony cisza. Cisza ogólna w autobusie to oksymoron. Panika, bo to nasz przystanek. Wysiadanie. Zbieranie połowy nas z ulicy. Nie powiem, której połowy, ale chyba się domyślacie.
T:Ale ty tu masz nasrane.
Ja: Nie używaj słów rynsztokowych mój drogi. Nie ograniczam się, jeśli o to chodzi.
T:Ale tu jest ac/dc obok jakiejś Bebe, a Black Sabath przy Birdy. Nie mówię już o Dawidzie podsiadło i innych takich.
Ja:Nie moja wina, że ustawia alfabetycznie.
T: Ja ci to lepiej ustawię gatunkami.
Ja: Wiesz, że widziałam Gienka Loskę? Szedł z walizą i kopcił papierosa.
T: To naganne.
Ja: Nie, czemu? Na coś trzeba umrzeć.
T: Przecież to śmierdzi.
Ja: Ja nie muszę palić. Ale innym nie zabraniam.
T: Jesteś biernym palaczem.
Ja: W ogóle używki to nie jest moja mocna strona. Zazwyczaj jestem bierna. No może oprócz kawy.
T: Wypłukujesz sobie wapń.
Ja: Wypłukujesz sobie mózg. Oddaj.
T: No weź, już prawie wszystko ustawiłem.
Ja: Spadaj. Wolę mieć ac/dc obok Bebe, niż Marleya przy Marice i Maleo. Zbyt duża dawka reggae powoduje niekontrolowane szczęście. Niekontrolowane szczęście powoduje mój głupawy uśmiech. Głupawy uśmiech powoduje przyczepianie się do mojej skromnej osoby pedofili.
T: Weź nie chrzań.
Ja: Powaga. Ten ostatnio mruczał "jakie ładne dziecko". A ja do liceum idę. To uwłaczające. Więc reggae w ogóle chyba przestanę słuchać.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Wszystko bez sensu!

Czego Mańka nie lubi:
Czuć się jak Ignaś: Były chwile, gdy wręcz okropnie się sobie nie podobał. Jakaż różnica w stosunku do minionych lat dzieciństwa, kiedy to pędził błogi żywot w poczuciu całkowitej samoakceptacji! - Niestety. Nadeszły trudne lata. Czuł, że bardzo się zmienia. I to na niekorzyść. Bywało, że spojrzawszy znienacka w lustro doznawał szoku na widok obcego monstrum, które zajęło jego miejsce w głębi szklanej tafli. Sam go nie lubił. Nie dziwił się więc, że inni mieli podobne odczucia. Wiedział, że dużo potrafi, wiedział i przeczuwał, że będzie w przyszłości kimś wielkim. A jednocześnie uważał się za kogoś całkiem nieciekawego. Podziwiał kuzyna Józinka, który mimo swej intelektualnej zwyczajności, imponował rozmachem, bitnością i męstwem. Ignaś chciałby być taki jak on. A jednocześnie - czuł, że potrafi być, w innym sensie, lepszy.
Nie ogarniać gramatyki z niemieckiego, kląć, złorzeczyć, tłuc głową w ścianę, tupać nogą, uderzać ręką w stół, łamać język, udawać, że się potrafi i nie umieć.
Wychodzić z domu i pokazywać się ludziom razem ze swoim brzuchem, nosem i debilnymi odrastającymi włosami.
Być coraz to grubszą, zamiast chudszą, bo przecież miała schudnąć, a jednak przytyła, co to za świat, jak tak można, dlaczego tak zawsze jest, a niech to wszystko szlag.
Komarów, które brzęczą i brzęczą, ale jak włącza światło i chce zabić, to znikają pod magiczną peleryną Harry'ego Pottera.
Zimy, rajstop zakładanych pod dżinsy, czapek, zaparowanych okularów w autobusie.
Tłoku, smrodu, hałasu tamże.
Czepka i stroju kąpielowego na basenie i tego, że trzeba ruszać rękoma i nogami, czyli ogólnie mówiąc wysiłku fizycznego.
Ciężkiego plecaka, w którym książki ledwo się mieszczą, a do którego trzeba upchnąć jeszcze śniadanie, piórnik, telefon, klucze, balsam do ust, książkę do czytania na przerwie, gumkę do włosów, sweter jak się zrobi ciepło...
Bandy idiotów, podążających za nią krok w krok i ryczących na całe Bielsko i okolice "Ale tyłek!!!!!"
Bandy idiotów w szkole. Myślących, że są inteligentni, piękni, lubiani i w ogóle super. Tak na prawdę są debilami z IQ kalendarza ściennego i rozumem Jasia Fasoli.
Złowrogiej matematyki i jej składowych (nauczyciel, zadanie domowe, odpowiedź ustna, kartkówka, sprawdzian, egzamin, matura...)
Tego, że ciągle jest środek, przeciętność, tandeta i nicość. Zero adrenaliny i mocnych przeżyć.
Budzika o szóstej rano. Rada:Nigdy nie ustawiajcie swojej ulubionej piosenki jako dźwięku budzika! Nigdy!
Spluwania na chodnik.
I długo by wymieniać.
Wszystko bez sensu.

środa, 15 sierpnia 2012

Cichosza!

Wróciłam od Madelaine. Mam tylko jedną radę: mieszanka Coli, Frugo, czipsów, czekolady, delicji, żelków, ciasta drożdżowego, tostów, winogron, brzoskwiń i mentosów jest zabójcza (wiem, jestem niedojrzała). Uuuuaaa! Ale jestem niewyspana! Do trzeciej gadałyśmy. A poza tym do kilku dni ciągle śni mi się Koper, moje przyszłe liceum. Koszmar! Już nie mogę. O brak listu z Hogwartu obwiniam pocztę polską. Mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie się zrehabilitują i dostanę go wreszcie. Z zewnątrz Koper jest szaro-brudno-nijaki. Jak już pisałam:
"Przychodzę do tego cholernego kolosa i zaczyna kręcić mi się w głowie, dokładnie tak, jak wtedy, kiedy słuchałam zbyt długo rocka psychodelicznego na zmianę z Kaczmarem. Czuję się jeszcze niższa niż zwykle, ale nie dostatecznie mała, by być niewidzialna dla otoczenia. Potykam się na schodach. Wszędzie widzę grupki osób, które się znają, ale ja jestem sama. W klasie nikt się do mnie nie odzywa i kiedy już tracę wiarę w ten świat, podchodzi do mnie dość niedbale, jak na pierwszy dzień roku, ubrany chłopak z szopą brązowych (ewentualnie blond) kudłów. Wywiązuje się taki oto dialog:
ON: Jak tam pierwszy dzień w nowej szkole ( tej cholernej budzie, tym strasznym gmaszysku, tym wytworze wyobraźni człowieka z objawami nerwicy histerycznej- czy coś w tym guście)?
JA: Za chwilę dostanę czegoś co dodam do moich zaburzeń obsesyjno-kompulsowych (nerwicy natręctw). Być może będą to zaburzenia występujące pod postacią somatyczną, automatyzm psychiczny lub splątanie myślenia."
Zainteresowanych odsyłam do postu "Co jest dzisiaj i co będzie jutro". Ale ja nie o tym. Liceum mnie prześladuje. Nie daje mi żyć. Dwa tygodnie to cholernie mało czasu. Dodatkowo tam będzie basen.
To jest przeróbka Turnaua. Ale ładna.

piątek, 10 sierpnia 2012

Familijnie, scjentastycznie, funiasto! Już 50 postów się napisało

Wywalałam swoje uczucia na wierzch i obsypywałam was swoimi frustracjami. Od jakiś dwóch miesięcy codziennie mam gorszy dzień. Ale, jak rzekł poeta o jakże pięknym, ale niefortunnym imieniu Edward "to nic, to nic, to nic. Dopóki sił, będę szedł, będę biegł, nie dam się!" Dzień już się chyli ku zachodowi, a tak między Bogiem, a prawdą jest całkiem ciemno i trochę mi lepiej. Przynajmniej na tyle, żeby nie używać bloga jako narzędzia tortur w stosunku do was. No bo kto chciałby słyszeć kolejne marudzenie nieszczęsnej nastolatki (ale ja na szczęście nie jestem zakochana, odpukać, splunąć trzy razy przez lewe ramię i uważać na sól). Nastolatką jestem, ale się nią nie czuję, zresztą jeszcze trzy lata i będę dorosła i prawdopodobnie dalej niedojrzała A Grzesiu mi wyszedł nawet całkiem całkiem, więc go pokazuję, kopiowanie będzie traktowane jak kradzież, tzn. znajdę i rękę utnę, jak za starych, dobrych czasów, kiedy pręgież miejski nie stał zapomniany. Pierwszy raz użyłam w mojej full wypas drukarce funkcji skanuj do pliku i moje dzieło możecie sobie swobodnie podziwiać i rozpływać się nad nim do woli. (Zdradzę wam tajemnicę: Jak klikniecie na Grzesia to on się wam powiększy -.-)
No i wasza Mania pokazała swoją dumę. Cieszy się straszliwie. Martwi się jutrem, przejmuje przeszłością, teraźniejszość napawa ją grozą, ale to nie powód by płakać! Jest na świecie tyle książek do przeczytania, jak umrę, kto to za mnie zrobi? Matrasa mi wyremontowali i już się nie mogę doczekać chwili, kiedy stanę w progu z miną zdobywcy. Oraz drugiej chwili, kiedy wyjdę objuczona książkami i wyrzeknę stare, ale wciąż aktualne hasło Veni, vidi, wici! Macie też moje zdjęcie (dla ludzi o mocnych nerwach, brak photoshopa!), żebyście mogli dokonać wizualizacji. Jest też kot. Niby nie powinnam tego robić, nikt o zdrowych zmysłach by tego nie robił, ale zdjęcie z teatru już tu władowałam i nic się nie stało, monitory wam nie pękły, mnie nikt nie zabił w autobusie, tak że luzik. Czy wszystko już dla mnie stracone, skończone? Wróżbiarzu, co czytasz z obłoków jak z ksiąg, Spójrz i przeczytaj, co pisze tam o mnie.... Weź przebij, weź odsłoń mi nieco ten gąszcz!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Ja już wiem

Może późno, ale nie miałam ochoty epatować napuszonymi tekstami. Chodzi pozornie nie o pieniądze. Chodzi o Powstanie. Mój dziadek był łącznikiem. I nie będę opowiadać jakie to on miał zadania, jak się narażał, ile razy uniknął kuli itd. To w sumie wszyscy możecie sobie opowiedzieć. Ostatnio powiedział tylko jedno zdanie, niby do siebie, ale jak się ma tak dobry słuch jak ja to... No wiecie. "I oni się dziwią, że ja jestem nerwowy". Szczerze mówiąc, gdybym się chowała przed Niemcami w katafalku (czy czymś w tym stylu, akurat mi odpowiednie słowo wypadło z głowy)też bym potem była nerwowa. I jakbym dostała kulkę w udo też bym była nerwowa. I jakbym uniknęła rozstrzelania to też bym była nerwowa. A potem taki dupek z telewizji, którego poddano zabiegowi przeszczepu mózgu z ciała krowy mówi, że woli iść na koncert Madonny i w zasadzie po co te całe obchody, skoro w każdym dniu w zasadzie zdarzyło się coś, co by można uczcić. Więc idź sobie koleś na tą Madonnę (w stosunku do której szczerze mówiąc nie mam jakiś negatywnych uczuć, a nawet powiem, że była pewnym składnikiem mojego dzieciństwa i choćby z tego względu... No ale Powstanie jest chyba ważniejsze od trząchania dupą)i skacz sobie do woli, ale błagam! nie próbuj pretendować do miana autorytetu i nie rób ludziom wody z mózgu. Ach, jeszcze pan Biedronek (Biedroniu [no nie napiszę tego nazwiska, bo mnie jeszcze wsadzą] na pewno kojarzycie, chyba, że jesteście wybitnymi ignorantami w kwestii politycznej), który ceni wyżej wspomnianą artystkę za propagowanie tekstów, traktujących o wolności człowieka i pokoju. Panie Biedronku, ja pana bardzo proszę, niech pan sobie będzie jakiej orientacji pan sobie chce (nawet drugą Anną Grocką pan może być, mnie tam to nie przeszkadza), tylko niech pan nie wmawia ludziom bzdur. Za wolność i pokój walczyli nasi dziadkowie, babcie et cetera, et cetera, żeby pan sobie teraz mógł latać w różowej koszuli na paradzie równości, wymachując pluszowym jednorożcem. Ja już nie mam słów. Ja już rozumiem dlaczego ludzie w moim wieku zachowują się tak, a nie inaczej, dlaczego mają większy szacunek do napoju Frugo (mniam)niż do własnej matki czy nauczyciela. Już wiem, dlaczego wolą Madonnę od Muzeum Powstania Warszawskiego, a na wycieczce wolą się nażreć, zamiast oglądać zabytki. Już wiem, dlaczego historia nie jest potrzebna. Aczkolwiek tutaj przyczyna dowolnie wymienia się ze skutkiem. A każdy, kto się zwróci z pogardą na temat Powstania, dostanie ode mnie w ryj. Bo ja wiem, że należy poznać historię, by zrozumieć, co się dzieje współcześnie. Zresztą o tym już pisałam. I każdy taki dostanie w ryj, bo czuję się częściową Warszawianką, bo stamtąd pochodzę, bo mam szacunek dla mojego dziadka oraz wszystkich tych, dla których hasło "Bóg, honor, Ojczyzna" nie było tylko pustym sloganem, bo wkurwia mnie rzeczywistość i najchętniej opuściłabym ten grajdół, tą zasraną Polskę, ale nie mogę. Nie mogę. Nie mogłabym ze względu na tych, co (górnolotne, skomplikowane dwa słowa)przelali krew w czasie całej wojny i którzy potem byli prześladowani w komunizmie, którzy mieli nadzieję na lepszą Polskę, wolną Polskę i chyba nie wyobrażali sobie czegoś takiego. I następnym razem dam takiemu w ryj (temu czy owemu z telewizji nie mogę, ale może kiedyś)by tą moją przemocą jednorazową wyrazić wszystko to, co wyraziłam w tym poście i jeszcze więcej. Ja już wiem. A wy?

niedziela, 5 sierpnia 2012

Nudzi mi się, więc walnę kolejnego posta

Z tego tygodnia 64 wejścia z Francji. Jestem zaskoczona. Nie mam żadnych luźnych refleksji na poczekaniu. Ale mam ładną piosenkę Jest ciepło. A ja tkwię w domu. Cholerny brzuch boli mnie już drugi dzień. (Pierdolony okres no!) Przez to nawet odechciewa mi się myśleć. Przeczytałam kolejne książki i powinnam się z tego cieszyć, gdyby nie to, że zostały one przeczytane po raz drugi, a niektóre nawet po raz kolejny. Ach, nie, skończyłam przecież trzecią część Klaudyny, czyli jednak sukces.
Nosi nazwę "Małżeństwo Klaudyny" i jestem nią trochę rozczarowana. Pierwsza część była jednak najlepsza. Uczennica Klaudyna zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż żona Klaudyna. To trochę jak z Anią z Zielonego Wzgórza. Pierwsze części najlepsze, a jak Ania wychodzi za Gilberta, to robi się nudna. Wniosek? Małżeństwo szkodzi. To jest filmik, który mi się przypomniał a propos Ani właśnie (Puenta ludzie, Puenta!),gdzieś tam powinien być głos Wojciecha Manna, którego uwielbiam. Ja zresztą uwielbiam wszystko, co ma związek z radiową Trójką, oprócz pani Magdy Jeton (kto wie, o co chodzi, ten wie o co chodzi)co jest chyba paradoksem.

środa, 1 sierpnia 2012

Jestem z niebieskiej szuflady

Żółta szuflada-politycy. Zielona szuflada- gwiazdy show biznesu. Kremowa szuflada-artyści. Czerwona szuflada-znani z tego, że są znani. Czarna szuflada- żołnierze. Granatowa szuflada-lolitki. Fioletowa szuflada-babcie moherowe. Niebieska szuflada- obiecujący ludzie o kompletnie zepsutej aparycji. Lato w pełni (cholerne pyłki!, upał, spływający makijaż, Ciocia pojechała, czekanie na wyjazd, podręczniki, przepełnione księgarnie, upał, autobusy, babcia w szpitalu, igrzyska olimpijskie, radio, myślenie o szkole, pomaganie w domu, odkurzacz, kurz, kurz, kurz, po kurzu, wiadro z wodą, szorujemy, co by tu jeszcze spieprzyć panowie?, niemiecki, telewizor, głupawe filmy powtarzane milion razy, migrena, szkoła!, ludzie nie jestem normalna, Podcienie, Klimczok, Wyspiańskiego, Neurologia, Empik, Matras zamknięty o ludzie!, NIECHYBNIE ŚWIRUJĘ, BO Z NUDÓW ZACZYNAM SPRZĄTAĆ!, Łysa o cioci, spacer, telefony, Ciocia Halina z Warszawy, Lody, dwa kilogramy mniej, potem trzy więcej, znowu jestem nieszczęśliwa, ćwiczenia, pot krew i łzy, bez przesady, perspektywa basenu, Nutella!, Spaghetti!, kurki w śmietanie!, deser!, ciasto do babci!, !!!, mam dość, potwór w lustrze!, ALARM, ALARM!, Houston mamy problem wy zawsze go macie, zamulanie przed kompem, posiedzenia na forum, dramat, tragedia, ogólnonarodowa żałoba, wyrzuty sumienia, dramat, łzy, kolejny dodatkowy kilogram, nadrabiam czytelnicze zaległości, rzucam "Imieniem róży" o ścianę, tynk odpada, zaklejam, odpada, zaklejam, odpada, wkurwiam się, zaklejam, odpada., zwywam posiłki, kolejny kilogram, ćwiczę, to nic nie daje, rezygnuję, żrę różne fajne rzeczy, dopadają mnie wyrzuty sumienia, zachowuję się okropnie, czekam na okres, ale okazuje się, że jestem wredna z natury, LODY!:), oponka na brzuchu jakby coraz większa, za dużo wolnego czasu, jestem ciągle głodna, Help Me! Sweet Jezus!, boję się stawać na wadze, ale oczy mam i lustro w łazience mam, cholera. Gdy przechodnie przechodzą, ja obserwujȩ ich spieszących siȩ, zamyślonych, znużonych, po krokach można bez trudu rozpoznać ich przeszłość Przyczajam siȩ na nich z ukrycia dostrzegam ich gierki, maski na twarzach, udawanie, to wstrętne lecz jakże na czasie. Przejdź, przejdź, przejdzie Ostatnia pozostanie Dziecko tylko od święta, Faktycznie tylko ono przedstawia prawdę taką jaka jest bez odwoływania się do systemu pojęć Już jesień, jeszcze wczoraj było lato, upływ czasu mnie zaskakuje, jakby przyspieszał, zamyślam się nad moim wiekiem Przejdź, przejdź, przejdzie Ostatnia pozostanie Każdy miesiąc ma różny cykl To głupie, obracam się w czasie z jednego stanu w drugi waham się nieustannie Czas przynagla by szukać równowagi Osądzając ludzi szukam kierunku co zmienić w sobie by stać się wolna Głosy wyzwalają się i ukazują w witrynach świata w nieustannym ruchu, ciała tańczące w osmozie, ślizgają, drżą, łączą i nieodparcie przyciągają Czas przynagla by wyrazić wszystkie emocje i niedopowiedzenia niech sprawiedliwość stanie się w naszych biednych, uśpionych życiach Przejdź, przejdź, przejdzie Ostatnia pozostanie