Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.

środa, 2 kwietnia 2014

Czy w XXI wieku mam polować na mamuta?

Pewnie zahaczę o dość śliski temat, jakim jest feminizm, ale nie chciałabym, abyście odebrali ten post w jego kontekście. Po prostu od pewnego czasu nazbierało się trochę opinii, z którymi chciałabym skonfrontować moją, a tak się składa, że akurat w tematach ról damsko-męskich.
Na blogu arturcieslar.blog.pl przeczytałam artykuł pt. "Spisek Chamów". Dość ciekawa lektura, muszę przyznać, dotyczyła zachowaniu mężczyzn w stosunku do kobiet w środkach transportu (pociągach i samolotach, czyli głównie w kontekście dłuższych podróży bagażowych). Artur Cieślar, autor bloga, odnosił się w nim polemicznie do tekstu Krystyny Jandy - "Wychowaliśmy takie pokolenie mężczyzn". Tekst posta pana Artura jest w linku, gdyby ktoś chciał przeczytać, bardzo zachęcam. Ja chciałabym z kolei polemizować z panem Arturem. W tekście rozchodziło się głównie o pomaganie kobietom w środkach komunikacji, ale również o takie drobnostki jak przepuszczanie w drzwiach, czy płacenie w kawiarni.
Autor uważa, że:
-Nie należy kobietom pomagać we wkładaniu bagażu na półkę np. w pociągu, albowiem każdy powinien sobie walizkę wkładać sam. Jeśli nie jest w stanie tego zrobić, to wziął ze sobą zbyt dużo rzeczy. Bagaż musi być taki, żeby można go było samodzielnie podźwignąć na półkę siłą własnych mięśni.
-Nie należy kobiet przepuszczać w drzwiach. To jest staroświecki zwyczaj, który oznacza, że puszcza się niewiastę na linię frontu. To ona bierze na siebie niebezpieczeństwa, jeśli ona nie zginie, to mężczyzna może przejść.
-Nie wolno za kobiety płacić w kawiarni bądź restauracji. Wszystko to autor uzasadnia tym, iż Francuzki takich rzeczy nie tolerują. Nie mam pojęcia, czemu autor nie wyemigrował jeszcze do Francji, skoro tak mu się tam podoba.
Ja uważam, że:
-Wkładanie bagażu na półkę jest dla mężczyzny mniejszym wysiłkiem, niż dla kobiety, zwłaszcza starszej. W naszym kręgu kulturowym jest to ponadto oznaka kurtuazji, dobrego wychowania. Taki miły gest, który czyni życie przyjemniejszym. Starsi panowie, z którymi miałam do czynienia w pociągu raczej nie skąpią pomocy, za to młodzi nawet nie odpowiedzą na "dzień dobry". Poza tym, jeśli człowiek zwraca się do drugiego z kulturalną prośbą, to należałoby mu pomóc. I to nie tyczy się jedynie mężczyzn, ale obu płci. Mnie tak wychowano. Mam zakodowane w mózgu, że jeśli ktoś kogoś prosi o cokolwiek, to trzeba mu w miarę swoich skromnych możliwości pomóc. Niektórzy zostali wychowani tak, że sami oferują pomoc. Oprócz tego zaskoczyło mnie stwierdzenie o zabieraniu ze sobą takiego bagażu, który jesteśmy w stanie wtłoczyć na półkę itp. Po pierwsze, czasem jednostka wybiera się w dłuższą podróż, co skutkuje zabraniem większej ilości rzeczy. Niekiedy nie jest w stanie sobie z takim bagażem poradzić i nie jest to jej wina (nie mówię tu tylko o kobietach, panowie też przecież mogą mieć problemy). Czy naprawdę tak trudno okazać trochę życzliwości i pomóc z walizką? Jeśli mogę, sama daję sobie radę w tobołami, ale niekiedy po prostu nie jestem w stanie. Wtedy z pomocą przychodzi jakiś szarmancki pan i od razu me serce topnieje wdzięcznością. Jestem dość niska i czasem dosięgnięcie półki staje się problemem. Poza tym niektóre panie nie mają tyle siły, co ja, by podnieść swój bagaż i też potrzebują silnej męskiej ręki. One za to mogą pomóc w innej kwestii panom. Nie róbmy z tego takiego wielkiego halo. Czy pomoc to jest coś niezwykłego, nad czym trzeba się trząść? Powinna być obopólna, ale dlaczego mamy z niej rezygnować? Czemu "każden sobie rzepkę skrobie"?
-Chodzę do bardzo fajnego liceum i przekonuję się o tym coraz częściej. Chłopaki z mojej szkoły są na tyle szarmanccy i dobrze wychowani, że nie wstydzą się przepuszczać dziewczyn w drzwiach. I raczej żadna z nich nie traktuje tego jako ujmę na honorze, tylko jest jej przyjemnie i miło. Szczerze mówiąc ja osobiście bardzo to lubię. Lubię takie tradycyjne gesty i cieszę się, że współcześnie niektórzy jeszcze o nich pamiętają.
-W trzecim punkcie trochę zgadzam się z autorem. Nie widzę powodu, aby facet płacił, jeśli jest to spotkanie koleżeńskie, neutralne itd. Natomiast jeśli chłopak mnie gdzieś zaprasza, to chyba jasne, że on płaci. Tak samo wtedy, kiedy ja kogoś zapraszam, chociażby do knajpy na urodzinową pizzę. To ja płacę, mimo że ja jestem kobietą, a osoba przeze mnie zaproszona mężczyzną. Chyba, że jesteśmy w związku i ustalamy sobie, jak dzielimy koszty wspólnych wyjść.
Ponadto, nie mam pojęcia z jakimi to Francuzkami miał autor do czynienia...
Mam wrażenie, że ostatnio dobre wychowanie robi się przestarzałe i niemodne, a także, że faceci usprawiedliwiają swoje lenistwo równouprawnieniem, gender i innymi tego typu sloganami. Szkoda, że to działa w jedną stronę. Bo jeszcze byłabym się w stanie zgodzić, że kobieta MUSI gotować dwudaniowy obiad, prać, prasować, sprzątać, zajmować się dziećmi itd., gdyby faceci potrafili wykonywać te tzw. męskie zajęcia. Ale okazuje się, że nie. Ja mam robić kanapki i po nich zmywać, ale on nie wbije gwoździa, bo mu Bozia dała dwie lewe rączki i nie umie. Sytuacja w tej chwili wygląda tak, że ja osobiście potrafię gotować, wyprasować, umyć łazienkę oraz wykonywać szereg innych zajęć domowo-kobiecych (kto powiedział, że te akurat mają być kobiece?), a mężczyzna nie potrafi nic naprawić, łóżka z Ikei poskładać. Miałam szereg sytuacji, w których wykonywałam "męską" robotę (żadnej ujmy mi to nie przyniosło), bo facet nie umiał. Ja nosiłam ławki (dość ciężkie) na aulę szkolną razem z trzecioklasistami. Skoro więc ja, kobieta, wykonuję tego typu czynności, bo wy, faceci, nie umiecie, to sami sobie róbcie kanapki. Bo wychodzi na to, że w tej chwili ja mam robić wszystko, a wy będziecie sobie leżeć do góry brzuchem, bo nie macie widocznie talentu do pracy. Nie jestem zwolenniczką typowo kobiecych i typowo męskich zajęć, ale uważam, że przyzwoicie byłoby, gdyby każda dziewczyna opanowała chociaż w stopniu podstawowym umiejętności przypisane kobiecie, a chłopak te przypisane płci tak zwanej brzydkiej. Jak facet nie ma żadnych technicznych umiejętności, to co to za facet? A kobiecie przydałoby się nie przypalać wody na herbatę. Oczywiście mówię trochę ogólnie, ale należałoby to wypośrodkować i podejść do wszystkiego zdroworozsądkowo. Jeden mężczyzna lepiej się będzie sprawdzał w opiece nad dziećmi, niż wymianie żarówki w samochodzie i okej, niech robi to, co umie. Ale niech coś w ogóle robi. A nie, sypnie tekstem "kobieta do garów", a sam powędruje na kanapę przed telewizorem. Tak samo przeznaczeniem kobiety, drogie dziewczyny, nie jest siedzieć i ładnie pachnieć. A dobre wychowanie, miłe gesty i odrobina życzliwości z obu stron jeszcze nikomu nie zaszkodziły.