Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Trochę poważne

Moje tygodniowe odizolowanie od internetów skończyło się na jednym dniu bez internetu, ponieważ musiałam wejść na bloggera. Wychodząc z założenia, że uleci z mej głowy wszystko, co czuję dzisiaj, albowiem jutro będę czuła co innego, włączyłam laptopa, trochę powalczyłam z barierami natury technicznej i zabieram się za posta, który miał być poważny.
Wokoło mnie zalegają książki. Dużo książek. Jeszcze więcej książek.
Najbliżej mnie leżą dwie książki o romantyzmie (Piwińska, Witkowska). Dalej Zalotnica Niebieska Samozwaniec, Dziady, Kordian, Mitologia Celtów, której autora nie pomnę. Na łóżku natomiast w spokoju odpoczywa Narrenturm, które wczoraj zdrowo wymęczyłam. Cóż, zapewne lepiej byłoby wymęczyć jakiegoś przedstawiciela płci męskiej, ale i tak nie narzekam.
Wieści jakoweś krążą, że nie ma sprawdzianu z polskiego.
Bardzo dobra atmosfera do tego, aby się nad sobą zastanowić nie w chwili strachu, jak zazwyczaj, ale w spokoju i opanowaniu.
Od czasu pewnego coraz bardziej zaczynam doceniać nauki ścisłe (za wyjątkiem fizyki, bo jej nie rozumiem i chyba nigdy już nie będzie mi to dane). Zwłaszcza na lekcji biologii i matematyki czuję się bezpiecznie. Biologiczne procesy uspokajają mnie do tego stopnia, że ostatnio zabrałam się za podręcznik z biologii rozszerzonej przed snem. Wszystko jest takie jasne, klarowne, opiera się na logicznych przesłankach. Nic nie powstaje z niczego, zawsze jest jakieś racjonalne uzasadnienie. Sprawy duchowe schodzą na boczny tor.
Bardzo mi się podoba to, czego mogę być pewna. I właśnie się złapałam na tym, że zaczynam wyznawać dość osobliwą koncepcję religijną, mianowicie zaczynam wierzyć w naukę. Nauka jako przedmiot kultu jest wygodna. Nie odwróci się do człowieka plecami. Nie da się tak łatwo obalić jej założeń, a jeśli już tak się stanie, zastępują ją inne, wytłumaczalne, pewne. Są wzory, jednostki, reakcje. Są strzałki, wykresy, funkcje. Jawią się one niesamowicie na tle czystej bieli nieuświadomionego umysłu ludzkiego. Potem ktoś tłumaczy, co dane symbole oznaczają i o ile dobrze wyjaśni, a ty nie jesteś tępy i ograniczony, stają się one pewnymi jasnymi wiadomościami.
Genialne funkcje matematyczne, które muszę jeszcze do końca ogarnąć.
Elektroforeza.
Skutki promieniowania jonizującego.
A potem "Faust" i godziny męki.
Ja się chyba po prostu już nie lubię udręczać, a język polski funduje mi przedmioty do rozmyślań prawie na każdej lekcji. Nie mówię, że to źle. Czasem po prostu chciałabym być szczęśliwym dogłębnie idiotą, pięćdziesięciolatkiem w ciąży piwnej, zasiadającym z czteropakiem przed telewizorem, dresem z autobusu, kaleczącym polską mowę, żulem spod sklepu.
Nucę dzisiaj razem z radiową Trójką
Jeśli Boga Nie ma Tu
Przez przypadek jestem tu
Jeśli jego nie ma wcale?
Nie wiem, nie jestem pewna.
I nie, nie jestem smutna. Wręcz przeciwnie. Mam takie dni, owszem, kiedy myślę, że gdyby mnie przejechał samochód, byłoby mi to doskonale obojętne. Ale to nie ten dzień. Ja po prostu rozmyślam. Zapewne nie dojdę do żadnych ambitnych, konstruktywnych wniosków.
Trochę czuję Boga. Na przykład ostatnio wygłosiłam odkrywcze stwierdzenie, że Jezus był równym gościem, tylko Kościół go zniszczył, a religią, która jest najbardziej bliska tego, o co w tym wszystkim chodzi jest Buddyzm. Więc dla mnie Buddyzm + Jezus to byłaby najlepsza religia.
Ale czasem Boga nie czuję. Myślę wtedy, że sens istnienia zawiera się w pozostawieniu czegoś po sobie. Takiego Słowackiego na przykład ("wielkim poetą był!")pamiętają, trochę z przymusu, ale jednak, kolejne pokolenia uczniów. W jakimś sensie będzie zatem nieśmiertelny. I o coś takiego chodzi.
Bardzo budujące, bo ja Słowackim nie będę.

środa, 17 kwietnia 2013

But why is the rum gone?!!!

Świat jest miejscem nieprzyjaznym.
Świat jest miejscem mrocznym, pełnym ciemnych, wilgotnych, zapleśniałych zakątków.
Świat jest niezmiernie męczącym miejscem.
Oto proste wnioski, czyli logiczne kontuzje.
Za niedługo będziemy babrać się w postapokaliptycznym dziadostwie z chipami w skurczonych mózgach.
Ludzie są ograniczeni.
Nikt się nie uczy do matury.
Bieber "ma nadzieję, że Anne Frank byłaby jego fanką" (Myślałam, że ten człowieczek już dawno osiągnął szczyt głupoty. Ale, jak stwierdził mądry Alfred, tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ludzka głupota. Co do tego pierwszego nie ma pewności.)
Fanki tegoż się tną, żeby ich idol przestał popalać święte ziele.
Jak mnie ktoś widzi publicznie z książką, to czuję się jak miś koala tańczący na rurze. W różowych gatkach.
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego ludzie na przystanku są zawsze smutni? Ludzie, których mijam na ulicy patrzą na mnie wzrokiem pt. "I don't know who you are, but i will kill you", bo ośmielam się przybrać odrobinę bardziej radosny od nich wyraz twarzy. Właściwie śmiech w autobusie także jest czymś nagannym. Rechot uroczych obwiesiów ludziom nie przeszkadza, ale jeśli ja z kimś rozmawiam i okazuję rozbawienie, to otrzymuję grad spojrzeń ze wszystkich stron. To nie jest kraj dla rozbawionych ludzi.
Ludzie nie potrafią rozmawiać. Bo co mnie obchodzi, że Honorata Skarbek ma na okładce płyty Jezusy wpięte w kołnierzyk? No sorry.
American Apparel przedstawia babkę w sesji jak gwiazdę porno.
Frynosomy strzelają krwią z oczu.
Optymalnym obcasem, który nie niszczy kolan, mięśni i kręgosłupa, jest ten o wysokości 2,5 cm.
Cukier działa jak narkotyk i może uzależnić.
Na lekcji polskiego dowiaduję się, że caryca Katarzyna miała maszynę umożliwiającą jej seks z koniem.
Jak nie ma zimy, to jest alergia.
Najcięższy człowiek świata waży 368 kg.
Nikt nie wie, kto to jest Kaczmarski.
Lody zdrożały do 2,50 za gałkę.
W mojej szkole unoszą się opary papierosów. Z ich ilości wnioskuję, że osoby niepalące są w znacznej mniejszości.
W RudeBoyu jak zwykle popijawy. Moja znajoma tak się schlała, że spała w wannie.
Piękno buduje się za pomocą photoshopa.
Świat nie jest normalny.
Ja nie chcę tu być.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Ignis Futuus

Właśnie przeczytałam, iż empiryzm sceptyczny odrzucał wszelką metafizykę i poszukiwał takiej wiedzy, która nie budzi zastrzeżeń. Przykładem takowej była matematyka.
Wiem już, dlaczego się z matematyką nie lubię. Królowa nauk ma mi do zaoferowania ciągi logiczne i zasady niezmienne, twardo stąpając po ziemi niczym Fortynbras z tekstu Herberta.
Cóż, metafizyka oznacza to, co przekracza granice fizyczności. Ale muszę powiedzieć, że jakkolwiek bardzo szanuję starożytność, opartą przecież w dużej mierze na matematyce, to muszę stwierdzić, że nam bliżej do metafizyki właśnie, w końcu jesteśmy Słowianami.
Prosta sprawa. Idziesz do szkoły. Tam uczysz się historii od starożytności. Czytasz mitologię Parandowskiego. Na religii z bardziej ogarniętym księdzem/katechetą wleci coś o Buddzie, Hinduizmie i Judaizmie. Właściwie to jesteśmy dumnymi ze swej ojczyzny Polakami (albo zapierniczamy jak najdalej stąd, na przykład na zmywak do Anglii)wychowanymi w kulcie Świąt Bożego Narodzenia, Jana Pawła II, wiosennych grilli i 1 maja.
Jeśli jesteś człowiekiem religijnym, albo po prostu mamusia ci każe, to lecisz w niedzielę do kościółka, w międzyczasie odbębniając wszelakie majówki i święta maryjne.
Czyli tak na prawdę świadomość ukształtowano ci w taki sposób, że gdzieś kiedyś był antyk, a potem Mieszko I ochrzcił Polskę i staliśmy się krajem katolickim. Co było w międzyczasie? Jakieś dzikie ziemie, pola i ugory.
O swoich prawdziwych korzeniach dowiadujesz się więc niewiele. Antyk jako kolebka kultury nie jest obcy i bardzo mnie to cieszy, ale gdzie podziała się mitologia słowiańska? Gdzie podziały się nasze fundamenty? Dlaczego nikt nie informuje nas o wierzeniach dotykających nas najgłębiej?
Boże Narodzenie jest albowiem świętem pogańskim moim mili. Zwykle było to święto narodzenie boga w czasie zimowego przesilenia dnia z nocą, gdy kończący się rok ustępował miejsca nowemu wraz z obietnicą nadejścia wiosny na północnej półkuli, czyli w skrócie narodzenie boga, mającego dać życie zamarłemu (w zimie) światu.Chrześcijanie zaadoptowali je jako rocznicę narodzin Jezusa Chrystusa głównie dlatego, że było ono dość wyeksponowane i trudne do zwalczenia. W tradycjach związanych z "Bożym Narodzeniem" możemy odnaleźć wiele obrzędów ściśle pogańskich. Najprostszym przykładem jest angielskie Yule-log, spalane w kominku w wigilię "Bożego Narodzenia". W religiach słowiańskich pojawiały się podobne elementy. Ceremonialnie spalano dojrzałe drzewo w dniu 24 grudnia, poprzedzającym przesilenie – ilustrowało to śmierć sił witalnych świata. Następnie w dniu 25 grudnia zasadzano młode drzewko – tradycyjną “choinkę”, która wyobrażała nowe życie dla zbawienia świata.
To samo tyczy się Wielkanocy. Już sama nazwa święta, Wielkanoc, jest pochodzenia pogańskiego. Kiedyś nazywano to wydarzenie „świętem nowego życia”, było związane z przesileniem wiosennym i świętowaniem nadejścia nowego cyklu rocznego. W języku angielskim nazwa tego święta „Easter” związana jest z celebracją wschodu słońca i nadchodzącego wraz z nim odrodzenie. Wielka noc – i u nas wiązała się ta nazwa z przesileniem, oczekiwaniem na przyjście dłuższych, cieplejszych dni.
Możemy się doszukiwać jeszcze wielu przykładów. Katolickie kapliczki pierwotnie były "domkami dla duchów", które kościół chciał zlikwidować, więc przerobił je tak, aby pasowały do wierzeń chrześcijańskich.
Wiecie jak trudno znaleźć w internecie sensowne materiały odnoszące się do kultury słowiańskiej? Nie ma. Nic nie ma. Straciliśmy NASZĄ kulturę.
Przestaliśmy ufać intuicji i czuć naturę. Straciliśmy niestety schedę przodków. W tym kontekście trzeba się zastanowić nad naszą duszą. Mnie osobiście ciągnie do lasów, łąk, gór, wiatru, ziemi i obłoków. Ale zostaliśmy wyrwani z natury i wrzuceni w świat smartphonów, przelewów, telewizji 3D i innych cudów. Mamy czas zbierać punkty payback, ale nie mamy chwili, żeby "przytulić się" do drzewa. Smutne.