Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.

piątek, 13 lipca 2012

Kurwica mnie bierze

Krew mnie zalewa, bo przypadkiem trafiłam na recenzję "Małej matury 1947" na Filmwebie. Pani, która podjęła się recenzowania tegoż filmu raz, że nie ma pojęcia jak się ową recenzję pisze, dwa wyciąga wnioski z kosmosu. Wyczuwam silne poglądy lewackie, albo jak kto woli lewicowe i niech mnie skażą za brak tolerancji. Pani nie umie napisać poprawnie nazwy święta narodowego. A to Ludwik bezbłędnie zaliczy klasówkę z niemieckiego, a to zrobi psikusa nauczycielowi, a to wysłucha rozprawki starszego kolegi o konstytucji III maja. Pani Malwino, jaka konstytucja III maja? 3 maja chyba powinno być, ale pani jest przecież najmądrzejsza. Ów kolega, jak wieść szkolna głosi, walczył w Powstaniu Warszawskim, więc Ludwik, nastawiony oczywiście romantycznie i patriotycznie, zaczyna z fascynacją mu się przyglądać. Podobne znaki Historii reżyser rozsiał w całej opowieści, jednak prezentuje je nam jedynie szkicowo. Sygnalizuje niepokojący wątek (jak ten zatwardziałego komunisty, nauczyciela chemii), by zaraz potem go porzucić. Jakby nie chciał wprowadzać zbyt dużo niepokoju do swojego bezpiecznego światka. Mnóstwo jest w tym filmie odniesień do "czerwonych" i do zwolenników ustroju, ale pani chyba nie oglądała filmu zbyt dokładnie. W "Małej maturze" pokazane są dwa obozy wśród nauczycieli, jedni zatwardziale bronią systemu, inni, w tym były AKowiec przekonują uczniów do konieczności sprzeciwienia się władzy. A że główny bohater odczuwa silne związki z historią, patriotyzmem, a nawet (O zgrozo!) z Bogiem to pani się nie mieści w głowie. Jest pani kwintesencją naszych czasów. NO ale wróćmy do pani, pożal się Boże recenzji.
To samo dotyczy sfery obyczajowej "Małej matury 1947". Przykładowo, Ludwik ląduje u pięknej pani mecenasowej (Sonia Bohosiewicz) jako korepetytor niemieckiego. Kobieta zaczyna uwodzić chłopca, ale... reżyser po chwili szykuje się do odwrotu. Oj, żebyśmy tylko nie zobaczyli czegoś nieprzyzwoitego! Żeby broń Boże nie stało się nic więcej poza obnażeniem kawałka kolanka! Albo słowo na "ch": pada w filmie nawet dwukrotnie, ale zostaje zaklejone głupawym chichotem, upupione. Tako i my jesteśmy upupiani tą wycieczką do Krakowa A.D. 1947. Tu pani Malwina przyznaje się, czego oczekuje po produkcji o zgoła innym przeznaczeniu. Film powinien według pani Malwiny pokazywać gołe dupy. Są inne filmy, gdzie nie brak nagości, wulgaryzmów, i w ogóle wszelkich innych wyrazistości - w słowie, obrazie i artystycznym zamyśle. Jednak absolutnie się nie zgadzam z panią Malwiną, która uważa, że wartościowy artystycznie film nie może być "grzeczny", wyciszony, etc. Dla mnie o wiele ważniejszym wyznacznikiem klasy filmu i rangi artystycznej jest jego wieloznaczność, możliwość różnych interpretacji. Tutaj tak właśnie jest. Np. wspomniana przez panią Malwinę scena u pięknej mecenasowej, kiedy to "kobieta zaczyna uwodzić chłopca, ale... reżyser po chwili szykuje się do odwrotu. Oj, żebyśmy tylko nie zobaczyli czegoś nieprzyzwoitego!". To tylko jedna z możliwych interpretacji, w dodatku bardzo powierzchowna. Dodając scenę wycofania się przez Ludwika w ostatniej chwili spod burdelu i jego fascynację starszym kolegą, można wyciągać różne wnioski. Nie wiem czy akurat idę dobrym tropem, ale na pewno film nie jest upłycony, co mu zarzuca ałtoreczka recenzji. Panią Malwinę jak widać satysfakcjonowałby goły tyłek Soni Bohosiewicz, a nie rzetelny film, z całą pewnością mogę rzecz HISTORYCZNY. Pokazuje co ma pokazywać, nie jest płytki. Większość jednak współczesnych ludzi nie ma zamiaru oglądać tego typu filmów, bo historia ich najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Pani Malwino, proszę poszukać odpowiedniego dla pani filmu na półce z polskimi komediami romantycznymi z ostatnich lat, tam na pewno nie zabraknie scen panią interesujących. I takie filmy proszę recenzować.

6 komentarzy:

  1. "Małą Maturę" oglądałam dość dawno temu, razem z "Joanną" i o ile dobrze pamiętam, oba filmy wybitnie mi się nie podobały. Może nie ujęłabym tego tak, jak autorka recenzji na filmwebie, ale również uważam, że film ten nie zagłębił się w temat, a jedynie ślizgał się gdzieś po powierzchni problematyki historycznej i obyczajowej, bojąc się, że jeśli wgłębi się naprawdę w temat to nie udźwignie go, albo... utopi się. Polskie kino (i literatura czasami też) ma tendencję do strachu przed złamaniem jakiegoś tajemniczego tabu, świętości, sacrum, co skutkuje tym, że filmy są bez duszy i po zakończeniu mówię "trudno, skończyło się" i idę dopijać herbatę, czy czytać książkę, którą zaczęłam w trakcie filmu - z nudów. Nie mówię tu żeby Sonia Bohosiewicz zaczęła obnażać swoje wdzięki, ale film powinien tąpnąć, skłonić do myślenia, zastanowienia się, a ten zmusił mnie jedynie do zastanowienia się po co go oglądałam. Historia okresu przedstawionego w filmie interesuje mnie, ale pokazana jest ona do bólu poprawnie politycznie, do bólu upupiona gombrowiczowsko mówiąc, ugładzona, przygłaskana, pomnikowa i na wskroś - mdła.

    Pozostaje wrócić mi do mojego świata, poczytać Witkacego, Schulza, Plath, zastanowić się nad "Lady Lazarus", rozważyć słowa Bursy czy Wojaczka, a później obejrzeć "Małą Jerozolimę". Bo to wywołuje we mnie prawdziwe emocje, wywracając wszystkie wartości mojego świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie lubię jak ktoś sie bierze za coś o czym nie ma pojęcia.
    nie oglądałam ;d ale poprę Cię, bo wiele razy wnerwiałam się o recenzje płyt etc :D

    u mnie nn ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałem przyjemność oglądania tego filmu w kinie i posiadania go (oczywiście legalnie ściągniętego za darmo :P) na dysku i kurcze, zjebanie recenzji podobającego mi się filmu to zbrodnia.

    Recenzja powinna właśnie być apolityczna i bezstronna. Ale no kurwa, jak mi takie coś napiszą o naprawdę zaskakująco dobrym polskim filmie ostatnich lat, to rączki do góry i pod mur.

    Pozdrawiam UwG :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego ja nie czytam recenzji i Tobie też radzę je olewać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie oglądałam.
    Racją jest, że trzeba być bezstronniczym. Recenzja Pani Malwinki (XD) nie dość, że stronnicza, to jeszcze pisana w stylu podnieconej gimnazjalistki na punkcie Zmierzchu i nie doceniające niczego innego. Do diabła z takimi!

    Buziam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubię, kiedy ludzie zabierają się za coś, czego nie potrafią. Moment, to chyba też dotyczy mnie.
    Ale jakby nie patrzeć, ona wyraziła jedynie swoją opinię, która może być sprzeczna z twoją. Komuś przecież też może nie spodobać się twoja opinia na ten temat.
    Spokojnie, nie ma się czym przejmować. Przecież możesz pisać własne, lepsze recenzje, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń