Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.
poniedziałek, 18 lutego 2013
Jak w komedii
Mańka jest postacią śmieszną, po dzisiejszym dniu można by rzec groteskową. Lub komediową jak kto woli. Chcecie dowodu? Macie dowód.
Mańka wraz z przyjaciółkami wybrała się na Halę Widowiskowo-Sportową (jak to dumnie brzmi!) w swoim mieście, aby pojeździć na łyżwach. Wszystko świetnie, dopóki nie trzeba było stamtąd wrócić. Zostałyśmy same z Hieną, zdane na łaskę i niełaskę losu, pośrodku pustkowia (z przodu las, z tyłu pole, a gdzieś obok stok narciarski)z koniecznością znalezienia przystanku autobusowego. Idziemy, idziemy i...idziemy. Żadnych zwrotów akcji, jedynym urozmaiceniem przystojni snowboardziści (mało pocieszające z tak daleka). W końcu na horyzoncie rysuje się coś w rodzaju przystanku, a co jest słupkiem z rozkładem jazdy. Czekamy, czekamy. I czekamy. I w końcu nadjeżdża upragniony pojazd mechaniczny i co on robi? On nas omija.
Wyglądamy mniej więcej tak:
Decydujemy nie czekać, aby nie zamienić się w sopel lodu. A potem maszerujemy przed siebie, nie powiem, że w stronę słońca, jak zawsze mówię, bo słońca nie ma. Jest za to zimno.
Pytam, czy Hiena chce banana. Reakcja mniej więcej taka:
I gdy już docieramy do następnego przystanku rodzi się pytanie, po której stronie stanąć, żeby było dobrze i dzięki rozkminom Hieny, która zna się na ruchu drogowym, liniach ciągłych itp. ustaliłyśmy, gdzie mamy czekać, po czym siadłyśmy dokładnie po stronie przeciwnej, albowiem nie uśmiechało nam się stać. I znowu jak w jakiejś kiepskiej amerykańskiej komedii siedzimy sobie na tej ławeczce wśród pustkowia i przejeżdża na rowerze powoli typowy menel w czapce i kurtce.Przejeżdża z zawrotną prędkością (1 cm na h?)
A potem czatujemy na ten cholerny autobus i wreszcie witamy go jako wybawcę i bóstwo, padamy na kolana itd. I wsiadamy do niego, zdrętwiałe z mrozu. Koniec.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hah xD czyżbyś była fanką Piratów z Karaibów? :D Tak w ogóle to nie napisałaś, ile razy siadłaś sobie na 4 literach podczas jeżdżenia ;P
OdpowiedzUsuńPS. Lubiem banany ;>
oh, co chcesz takie "przygody" też się przydają ;D
OdpowiedzUsuńteż miewam często przygody z autobusami! Już dwa razy zatrzymałam autobus w połowie górki i jednego dnia spóźniłam się na autobus do koleżanki i na powrotny też i musiałam wtedy po godzinie czekać na następny. No i kiedyś, wracając od tejże koleżanki, spóźniłam się 3 razy na autobus.
OdpowiedzUsuńDobrze mieszkać, hm, bliżej centrum...jeszcze nie miałam takiej przygody. Słyszałam kiedyś, że panna W. czekając na przystanek, ominęły ją dwa autobusy z numerem "51". Co z tego, że były puste, sam fakt, że jedzie dalej ten upragniony, to jest niezła katorga - choć nie w porównaniu do Twojej. Aaa tak, na początku jak jeździłam MPK to potrafiłam nawet czekać godzinę na autobus - w tym samym miejscu... a wszystko tylko po to, aby móc usiąść. Głupota nie zna granic :P (odcinek na spacer - 20-30 minut) o.O
OdpowiedzUsuńWiesz, za mną szedł jedyny facet w kominiarce w mieście XD Zeszły poniedziałek, pusto na ulicach i jedyny facet w rajstopach na głowie idzie za mną XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D