Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.

sobota, 27 października 2012

*** (Czasem nagle smutniejesz)

- Niedobrze mi ze sobą, wiesz? Boję się wyciągnąć ramiona...
- Gloria! Gloria! Gloria in excelsis soli! Kraino na dół od Edenu, gloria, gloria...
- Boję się wyciągnąć ramiona i...
- Chwała tobie słońce, trawo przychylna każdemu...
- Słuchaj, słuchaj. Słuchaj przykrej kakofonii dźwięków, słuchaj tego, co mówię, udręczaj się razem ze mną!
- Chwała tobie, wietrze...
- Dzisiaj, jadąc autobusem, stałam obok chłopaka, pachniał cytryną, czymś świeżym. I papierosami. Pierwszy raz chłopak tak ładnie pachniał. Miał czarne oczy…
- Pies.Drzewo.Wiatr.
- …i czapkę z napisem Fuck You.
- Dziewczynka, ulica, rower.
- Kiedy wysiadł, pomyślałam, że jestem nieszczęśliwa. Długo czułam ten zapach w płucach.
-Słońce. Liście. Trawa.
- Stałam w tym tłumie i myślałam.
- Dolina.
- Nie myślałam o tobie.
- Dolina?
- Słuchaj! Jestem sama, nawet kiedy zrywa mi czapkę w głowy, kiedy targa mi włosy, chłoszcze mi twarz aż do bólu źrenic. Odchodzę. Myślę o czarnych oczach i zielonej czapce. Myślę o melodramatycznych rozstaniach na dworcu.
- Błogosławieni śmiertelni, albowiem oni opuszczą ziemię. I będą się cieszyć i radować, albowiem nie będzie ich już na ziemi. Amen.
- I nawet kiedy widzę człowieka z gitarą. I strumień.
- Błogosławieni złego serca, albowiem wstaje im się lepiej.
- Nawet rozjechany ptak. Nawet łódka.
- Dolina?
- Nie pójdę z tobą. Nie czytamy tych samych książek. Nie umiesz słuchać, jak słodko śpiewam o robaczywym łożu, sześć metrów pod ziemią, oświetlonym księżycem.
- Lampa. Dom. Ogień.
- Nie praw pokrzepiających kazań. Nie mogę słuchać tego w spokoju. Lampa stapia mnie, ogień parzy. Nie mam domu. Czarne kruki obsiadły mi pierś.
- Książka. Klucz, ścieżka!
- Nie krzycz. Nie możesz zrozumieć, to nie twoja wina. Dziś rano patrzyłam, jak porusza się mordercza pierś mojego kota, czułam zapach jego futra.
- Płaczę, kocham, śpij.
- Jadę tramwajem. Nawet w Krakowie. Nawet w Gdyni. Nawet w Kopenhadze.
- Mam wiadomość, nie wyślę listu. Tańczę i śpiewam. Bolą mnie policzki.
- Nie śmiej się, to nie pora. Nie potrafię, zostaw. Jest noc, jest dzień, mijam ich na ulicy. Spada niebo.
- Błogosławię ciszę.
- Błogosławię zło.

środa, 24 października 2012

Siedem razy moja szczerość

Do zabawy nominowała mnie Potworek. Bardzo jest mi z tego powodu przyjemnie, zaszczyt na mnie spadł nie byle jaki.
Zasady zabawy mają się następująco, należy:
-nominować blogi do wyróżnienia,
-poinformować wybrańców o wyróżnieniu,
-zdradzić 7 faktów o sobie,
-podziękować za nominację,
-zawiesić nagrodę na swoim blogu.
1.Powstałam ze skrzyżowania Małej Mi z Sidem, a co za tym idzie jestem mała, brzydka, wredna, czepliwa, irytująca, wkurzająca, gadatliwa, namolna i uwielbiam robić z siebie głupa. Cechy mojego charakteru tak bardzo odpowiadają moim pradawnym rodzicom, że zdecydowałam się przeczytać Muminki w oryginale, aby dociec budowy mojego drzewa genealogicznego.
2.Uwielbiam jeść. (Dzięki Ci Panie, że nie jestem gruba!) Moim ulubionym produktem, jak już może zauważyliście jest czekolada w każdej postaci. Oczywiście mroczna. Już dawno zauważyłam pewną prawidłowość: Jem czekoladę i mam trądzik, lub nie jem i nie mam trądziku. Niestety nie jestem fanatyczką zdrowej żywności, nie mam chłopaka i motywacji, żeby dla pięknej cery zrezygnować z najlepszej rzeczy na tej ziemi. Toteż bezkarnie wpierdalam czekoladę w ilościach hurtowych. Wiecie jaka jest różnica między nami? Wy jecie dwa kawałki, a ja dwie tabliczki.
3.Uwielbiam wyszukiwać słowa na i. Jest to pewnego rodzaju nieszkodliwa mania, przez którą cierpię, bo uważają mnie za osobę dziwną (dodajmy jeszcze, że w tym płaszczu wyglądam jak freak i...). Inercja, idiosynkrazja, indyferencja, indolencja, inferalny, instygator, interlokutor, introspekcja, iteracja, immanencja to słowa, które wam prawdopodobnie nic nie mówią, a wchodzą w skład mojego zwykłego słownictwa. Nie myślcie, że chcę wyjść na osobę mądrą. Po prostu uwielbiam słowa na i (nie zdradzę dlaczego). I koniec. (Czy wiecie, że po łacinie ignis futuus to błędny ognik? To tak pięknie brzmi!)
4.Jestem kobietą niekobiecą, a nawet niedziewczęcą. Jestem kobietą w spodniach. Drżyjcie wszystkie kiecki świata!
5.Mam świra na punkcie mądrych, ładnych i utalentowanych ludzi, głównie muzyków (przy czym mój ideał piękna może się znacznie różnić od waszego, sory memory). Kocham się w Grzesiu Turnale, Jacku Kaczmarskim, wokaliście SDMu i Cat Power (Chan Marshall). Ten drugi nie żyje, ostania jest kobietą. Mam szczęście w miłości, nie am co :D Na trochę bardziej poważnie, w związku z tym uznałam, że mój ewentualny partner musi:
- mieć na imę Grzegorz ew. Jacek
- być humanistą/artystą (humanistą i artystą?)
- mieć brodę i okulary
- grać na fortepianie/gitarze/saksofonie/harmonijce ustnej
- być spokojny
- mieć poczucie humoru
- lubić czytać
- lubić Allena
- lubić sztukę
- lubić czekoladę
- LUBIĆ MNIE
Jeżeli nie znajdę takowego, to ewentualnie zostanę lesbijką, pojadę do Cat i wyznam jej miłość.
6. Zbliżamy się do końca. Mam szczęście do ludzi z tak zwanymi więziennymi ksywami: łysa, Hiena, Konewa, Laluś, Murzyn itp.
7. Mam zamiar całą sobą poświęcić się nieszczęsnemu humanizmowi, więc jeśli zobaczycie kiedyś w telewizji Małą Mi w szale wymowy rzucającą rękami z pianą na ustach i obłędzie w oczach, poznacie, że to ja. Mam też to do siebie, że jeśli mi nie przerwiecie mogę udławić się własną logoreą (łac.logorea - słowotok).
Nominuję:
-Antisocial Paranoic (antisocial-paranoic.blogspot.com)
-Lorkową (porzeczkowy-sorbet.blogspot.com)
-Puszkę (zapiski-grafomanki.blogspot.com)
-Fixerka (fixer.blox.pl)
-Monikę (zapiski-rozrzucone.blogspot.com)
-Łucką (gatki-szmatki.blogspot.com)

niedziela, 21 października 2012

Dorosłość jak początek umierania

Mam cichą nadzieję zbudzić się z ułudnych snów,
Myśleć na nowo i cieszyć się znów.
Lecz dopóki przeznaczą nam los jednaki,
Tak dalej nie strącimy z karku kulbaki.
Dokąd oni po cichu tkają nasz los,
Dotąd płonąć będzie naszego gniewu stos.
Nie myślmy o nich, oni już skończeni.
Myślmy o sobie, którześmy batożeni.
Bądźmy świeżością, prawdą i rozumem
W tym kraju słabym okrytym kostiumem
Nieprawdy i fałszu, lichym i ubogim
Bądźmy mu świecą i duchem mnogim.
My budujemy naszą wspólną przyszłość,
Chcemy dać nową, lepszą rzeczywistość.
Nie ma utartych ścieżek i planów i dróg,
Nie pomyśli za nas żaden wymyślony Bóg.
Mamy sami wiedzieć, jak poskładać życie
Nie tak jak każą, jak myślimy skrycie.
***
Z efektu nie jestem stuprocentowo zadowolona, ale jest nieźle. Wiersz jest stylizowany na stary język, więc proszę się nie czepiać, że błędny stylistycznie. Jeśli mielibyście propozycje dotyczące tytułu to bardzo proszę się dzielić, z tytułami mam zawsze wielki problem.
Czy mogę już uchodzić za autorkę alternatywną?
popiersie Belli Bartoka
Bella Bartok był węgierskim kompozytorem
jego surowe gipsowe spojrzenie
mogę sobie wyobrażać
stłukłam dawno wszelkie oblicza
nie zajrzę do encyklopedii
.
jest to coś w stylu
dojrzałej i świadomej ignorancji
EDIT: Dziś umarł niezwykły człowiek, bard Solidarności, kompan Jacka Kaczmarskiego, Przemysław Gintrowski. Wstawiam moją ulubioną piosenkę z tekstem Herberta w wykonaniu 1. Jego 2.Jego córeczki(jak jeszcze była mała ;). I jest mi bardzo, bardzo smutno.

wtorek, 16 października 2012

Moja lista aktualizacji cz.niemampojęciaktóratojuż

1.Do zacnego grona pał dołączył jeszcze jeden członek - jedynka z matematyki. Ostatnio coraz częściej nawiedza mnie przeczucie, że będę zagrożona z matematyki, chemii i angielskiego. Z tych oto przedmiotów jedynie mam złe oceny, co nie byłoby dla mnie takim znowu wielkim zaskoczeniem, gdyby nie to, że akurat z anglika zawsze sobie radziłam. Co się dzieje z tym światem?
2.Przeczucia nieuchronnej klęski nawiedzają mnie coraz częściej, nawet w snach, co jest na tyle uciążliwe, że po nocy z definicji mającej dać mi relaks i wypoczynek budzę się wyprana z chęci do życia, że o pójściu do szkoły tutaj już nie wspomnę. Tej nocy na przykład śniła mi się dziewczyna R. z pomalowanymi na różowo końcówkami włosów. To jest już sadyzm. Nie dość, że prześladuje i nęka mnie ona na jawie, to jeszcze nie wiadomo jakim sposobem (aczkolwiek na pewno zrobiła to specjalnie)wkrada się do moich snów. Jestem zbulwersowana. Nie lubię jej, pachnie jak zupa.
3.Jeśli mogę wspomnieć po raz trzeci aspekty prorocze mego życia, mam jeszcze wizję dotyczącą piątku (gala Lipy i narada z F. i Breakiem), który wymnie mnie doszczętnie. Z założenia najbliższy piątek w moim kraju jest dniem wolnym. Ja natomiast widzę to tak: najpierw będę wystawiona na oczy ponad setki ludzi odbierać nagrodę i się denerwować, a potem zmuszać szare komórki do pracy (organ nieużywany zanika!)Dodam, że w galę sama się wkopałam, wysyłając moje opowiadanie, dodam ponadto, iż gala ta podobno ma być dla mnie nagrodą (radość bycia nieśmiałym ludzikiem zamkniętym w hermetycznym pojemniku Zeptera). Podsumowując ten punkt, zaczynam czuć się jak Pytia poddana działaniu środków zmieniających świadomość [napruta ziołami](Jestem tak zmęczona, że nie pomogły trzy kawy) albo Kasandra.
4.Mam wykombinować coś na akademię (human -alert, alert!), więc moja kochana pani profesor dała mi do obejrzenia "Ostatni dzwonek". Film ma mnie zainspirować. Po zakończeniu seansu "Przypadku", zainicjowanego przez panią profesor, żywię pewne uzasadnione obawy co do treści tego filmu. "Przypadek" oglądany dzisiaj rano dobił mnie ostatecznie i nieodwołalnie.
4.Szczerze mówiąc, mam dość tej chorej egzystencji. R? Ja jestem kremem a on moją rurką, tyle, że jeszcze o tym nie wie.
5.W Juno znajduję kolejne prawdy życiowe. Na przykład ten o nastoletnich świrach, uczęszczających ze mną do szkoły:
Kumpel- Powinieneś zapuścić sobie wąsy.
Bleeker- Nie mogę.
Kumpel- Ja też, ale od jutra przestanę nosić majtki. Jakość mojej spermy się podniesie.
Jeszcze im wąsy nie wyrosły, a już myślą o robieniu kolejnych dzieciaków.
6.Jak mi przejdzie chandra, to mi odbije i przebiegnę nago przez ulicę krzycząc "wolność dla Kuby", lub coś równie oryginalnego.
7.Od dłużeszego czasu ciągle natykam się na korytarzu na dziwnego gościa z mat-fizu(No nie wiem, czy to mat-fiz, ale wygląda tak nerdowsko, że nie mogę o nim inaczej myśleć. Jak okaże się, że to human ukorzę się przed wszystkimi), który dziwnie się na mnie lampi. Naprawdę, czy ja mam coś na twarzy? Oprócz twarzy?
8.Oprócz tego, że uwielbiam robić z siebie głupa, mam to do siebie, że posiadam zboczoną wyobraźnię i wszędzie widzę konteksty. Jak pierwszy raz słuchałam tej piosenki, to pytałam się, czy to ze mną jest tak źle, czy rzeczywiście utwór ma podtekst erotyczny. Po obejrzeniu teledysku nie mam już wątpliwości: jestem wyczulona na tym punkcie, ale niczego nie dorabiam.
A to wspomniana już Kasandra (dzień bez Kaczmara to dzień całkowicie stracony)

sobota, 13 października 2012

Moment ostatecznego wyjaśnienia natury rzeczy, oda do niekonsekwencji i analiza sztuki jako takiej. Czyli jestem wam coś winna.

Najłatwiej jest rzucić, to, co się dawno zaczęło. Najłatwiej jest machnąć ręką na wszystko i wywiesić białą flagę. Najłatwiej jest skapitulować. Uwaga, będzie długo, ale przynajmniej bardziej mądrze.
Ostatnio ze zmartwieniem zorientowałam się, że mój blog, czyli coś, nad czym długo pracowałam, co pielęgnowałam, czemu poświęcałam czas, nad czym myślałam, przestał mi się podobać, a co za tym idzie, nie mam już ochoty poświęcać mu czasu. Moje posty wydawały mi się (i chyba dalej wydają)nijakie, bezwartościowe. Stwierdziłam, iż nie zamierzam pisać o bzdurach i pierdołach bez polotu i fantazji i bez dawki czarnego humoru, którą kiedyś przemycałam. Ponieważ myśl o jednym człowieku opanowała mój mózg i wyprała go kompletnie z weny, pomysłów i stylistyki, płodziłam pierdółki niegodne, moim zdaniem uwagi. Wpadałam w tony płaczliwe i żałosne. A, co najważniejsze, przestałam czuć, że tworzę coś wartościowego. Być może jest to przywiązywanie zbytniej wagi do małych rzeczy, powiecie. Nie zgodzę się z tym. Myślę, że jak już się człowiek za coś zabiera, to powinien to robić dobrze. Bez błędów ortograficznych i interpunkcyjnych na przykład. Jestem osobą, którą wybitnie irytują miałkie teksty piosenek polskich wykonawców puszczane w masowych radiach.
Zaczęło się od tego, że na lekcji języka polskiego z moją ukochaną panią profesor, przerobiliśmy wiersz Herberta "Dlaczego klasycy". Herberta zawsze ceniłam (może się to wiązać z faktem, iż jako małe dziecko słuchałam z fascynacją płyty Gintrowskiego pt."Kołatka" z tekstami właśnie tego poety), z czasem przyszło zrozumienie jego dzieł (jego wiersze to małe i większe dzieła). Ale dopiero wspomniany wiersz mnie poraził. Jeśli ktoś nie zna: w wierszu Herbert zderza postawę Tucydydesa ze współczesnością. Tucydydes był to strateg w czasie wojny peloponeskiej. Spóźnił się z odsieczą dla Amfipolis, przez co miasto dostało się w ręce Sparty. Tucydydes został wygnany z kraju, co w tamtych czasach uchodziło z karę gorszą nawet od śmierci. A więc pierwsze dwie części wiersza opowiadają o współczesnym zwalaniu winy na kogo się da, unikaniu odpowiedzialności i braku honoru w zderzeniu z postawą Tucydydesa właśnie. Podczas gdy teraz tchórzostwo, manipulanctwo i brak honoru są na porządku dziennym, kiedyś Klasycy byli zwięźli, rzeczowi, pokorni wobec losu, prości i lapidarni, cechowali się honorem, odwagą, ładem moralnym, heroizmem i racjonalnym podejściem.
Ostatnia część, brzmi zaś tak:
jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą
.
to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety
Więc o czym teraz piszemy? O naszych małych dramatach? Tematem sztuki, zresztą przez małe s, są małe rzeczy, niegodne, by o nich opowiadać. Tematy odnoszące się do jednostki, dotykające jedynie nas osobiście, które nie przetrwają nawet tygodnia. Stąd "blogaski" i inne tego typu twory, które zaśmiecają przestrzeń, która powinna być zarezerwowana dla czegoś głębszego. Nie tyczy się to zresztą jedynie internetu. Pseudo inteligentna papka w telewizji i ogłupiające książki, w stylu "Co Kinga Rusin zwykle jada na śniadanie i jakie nosi majtki w soboty". Mądrość kulawa z cierniem wbitym w piętę. Samotność skarpetki. Jednorazowa tragedia pojedynczego człowieka, wyzuta z uniwersalizmu, poziomu znaczeń, przedstawiona tak, że nawet pozbawieni jesteśmy możliwości współczucia.Niszczenie wizerunku poezji i prozy jest na porządku dziennym. Wchodzą do kanonu Manuele Gretkowskie i inne Grochole. Pop bez kultury. Popkultura to oksymoron, bo "pop" to rozrywka dla mas, a masy nie znoszą geniuszu. Dlaczego minęły czasy Klasyków? Dlaczego, dlaczego?
A więc, jeśli czytam ambitnie, czemu piszę nieambitnie? Rzućmy na bok wszystkie idosynkrazje, skupmy się na konkretnym przypadku. Ja. Co robię? Piszę. Co? Gówno. I dlatego czytając niektóre "dzieła" zastanawiam się, jak to możliwe, że takie gie, może człowieka uszczęśliwić. Zawsze powtarzałam, że ludzie maluczcy potrzebują ogólników, jakich dostarcza im Paulo Coelho, ale, dlaczego do jasnej Anielki, utrzymują nawet najbardziej inteligentne jednostki, że jest on wybitnym pisarzem? Dlaczego Kinga Rusin sprzedaje się lepiej od Dehnela, dlaczego w końcu nie mogę w zwykłej księgarni typu piczek empiczek, czy matras dostać płodów Mickiewicza (oprócz Dziadów, które są lekturą)? Wiek po wieku cofamy się intelektualnie przy jednoczesnym rozwijaniu techniki, co mnie przeraża (Dać dziecku niebezpieczną zabawkę może tylko.. no kto? Idiota?).
Dlatego zdenerwowana własnym poziomem beznadziejności, uznałam, że przestanę pisać. Na szczęście wymęczona porządnie przez noc, miałam dużo czasu na przemyślenie pewnych kwestii. Moje filozoficzne rozważania w tym punkcie dobiegają końca. Zapewne udam się teraz zgłębiać kolejną pozycję z Antologii mego mistrza Kaczmarskiego, którego na szczęście jeszcze ktoś w tym kraju, zna, słucha i szanuje.
Jest to piosenka z mojej ulubionej płyty (Chicago Live 1983), którą ubóstwiam głównie dlatego, że przed każdą piosenką Jacek wypowiada krótki wstęp, który w jakiś sposób tłumaczy następującą po nim piosenkę. Słucha się tego jednakże wieczorem, przy zgaszonym świetle (tzn, ja słucham), odtwarzając sobie atmosferę koncertu. Plusem jest także i to, że Jacek występuje sam, bez kompanów. Mam wrażenie czasem, że śpiewa całkiem dla mnie, a czasem, że siedzę gdzieś w tylnym rzędzie i czuję jedność z ludźmi, którzy przyszli Go posłuchać.

piątek, 12 października 2012

W związku z żałością...

Zawieszam działanie bloga a czas nieokreślony. Wrócę, jak będę miała więcej tematów niż R. i moja głupota.

piątek, 5 października 2012

Ludzie się skończyły. Jedz dżem.

Nie wiem, czemu zawsze kiedy jestem chora ogarnia mnie podły nastrój. Siadło mi na gardło i zatoki, więc pokornie wykupiłam lekarstwa za ponad 80 zł i udałam się do łóżeczka. Głowa boli, radiowa Trójka się produkuje a po mnie widać, że mam dość takiego życia, że przepełnia mnie bunt i żądza odmiany, a świat cały budzi we mnie tylko i wyłącznie dezaprobatę.
Po pierwsze uznałam w końcu, iż jestem istotą totalnie aspołeczną, którą ludzie w nadmiarze męczą raczej i nudzą, oprócz kilku chwalebnych wyjątków (może dlatego, że nie widzę się z nimi na co dzień).
Po drugie mam dość siebie, tego, że nie mogę schudnąć. Niemożność schudnięcia, powoduje przede wszystkim rozgoryczenie. Dlaczego bym miała być rozgoryczona? Czy dlatego, że jestem brzydka i nikt specjalnie dla mnie nie przyjeżdża do Czaplinka? I że tak użyję blasku poetyckiej metafory, zaczerpniętej (a jakże!) znowu z Musierowicz, oklapłam jak stygnący suflet. Nie pociesza mnie nawet fakt, iż będąc chorą mogę sobie do woli powtarzać kwestie Bernarda Żeromskiego oraz drugi. Drugim faktem jest niemożność z przyczyn logistycznych napisania sprawdzianu z matematyki. Zbiory. Mówi wam to coś? Bo mnie nic nie mówi. Pierwsza liceum = matematyczny koszmar.
Mogę sobie słuchać po raz szósty "Bema Pamięci Żałobnego Rapsodu" Niemena, trwającego notabene 13 min (Ach, wersja oryginalna 16 z kawałkiem. 4.58 Niemen zaczyna śpiewać) Mogę sobie odpocząć i się relaksować. Mogę poświęcić godziny lekturze "Gorączki romantycznej" Marii Janion, którą to pozycję pewien ignorant wziął za romans. Tak. Mój mózg jednakże odrzuca wszelkie wysnute propozycje. Właśnie przyszedł sms od R. Bez wątpienia jestem rozgoryczona. Czuję, że znowu mam podwyższoną temperaturę.
Antka nie ma - smutno, źle. O ile lepiej byłoby usłyszeć garść krzepiących określeń (skunksiku), albo powiedzonek (Nie bądź smarkiem, ogól nogi)lub po prostu pokonwersować (Hej, powiedz jej, jak przyjdzie, że wpadłam! - Taka młoda, a już wpadła!)Pozostał mi sentyment do oryginalnych koszulek(ta z Kultem najlepsza).
Moje życie obfitujące w tragiczne wydarzenia i dramatyczne zwroty akcji sprawiło, że siedzę teraz pod kołdrą w domu jednorodzinnym (bez brata)w Komorowicach, dzielnicy Bielska, czyli w Bielsku-Białej, mieście na Podbeskidziu, na Śląsku, w Polsce. Kwestią przypadku jest, że obok mnie siedzi duży, różowy misiek, którego dawno temu dostałam na urodziny i wlepia we mnie ślepia, co wcale nie jest pocieszające. Kwestią przypadku jest oczywiście także i to, że wczoraj wieczorem była burza, mój pies przyszedł do mnie na poddasze, gdzie wszystko słychać jeszcze lepiej, bym zaniosła go do mamy, do sypialni (lekki to on nie jest). Mój pies wybitnie boi się burzy, od czasu kiedy z przyczyn obiektywnych (mecz w telewizji) zapomnieliśmy, że jest na dworze, kiedy miało miejsce to doniosłe zjawisko atmosferyczne, a ta pulpa, zamiast przyjść pod drzwi balkonowe i wrzeszczeć jak zwykle, polazła wgłąb ogrodu. Od tamtej chwili nasze życie z psem podczas burzy to męka.
Adnate "romans" Mozarta brzmi żałośnie, tak samo "Das veilchen", czyli w tłumaczeniu na język polski - fiołek. Jestem sama na świecie i nikt mnie nie rozumie. Następnie przeminę jak wszyscy i nie pozostawię po sobie nawet pomnika ze spiżu, nie mówiąc już o tym, którego "nie zburzy oszalały Akwilon, oszczędzi nawet łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków". Umrę, a wszyscy o mnie zapomną. Zapomniałam dodać, że umrę całkowicie w samotności, opuszczona przez wszystkich. W końcu i na mnie musi przyjść pora, jak to w naszej rodzinie bywa.
A te dwa utwory oczywiście znam dzięki radiowej Trójce, leciały bodajże w piątek, czyli Mann rządzi.
Ta wersja moim zdaniem ładniejsza. Van Morrison śpiewający "Open the door to your heart, zależnie od nastroju rozczula mnie i wprawia w świetny humor, lub wkurza.
Wiersz o kocie Michała Zabłockiego (to gość, który pisze teksty dla Turnaua)pochodzi z bloga Agaty Dębickiej.