Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Król w świecie marzeń

Jakiś czas temu trafiłam na krótką notatkę o Ludwigu II Bawarskim.
Temat zainteresował mnie do tego stopnia, że pragnę się nim podzielić. Ludwig odstawał bowiem zdecydowanie od modelu silnego władcy, krótko mówiąc był królem i człowiekiem niebanalnym.
Jego pełne imię to Ludwig Friedrich Wilhelm von Wittelsbach, bardzo często nazywany był jednak szalonym lub bajkowym królem.
Gdy Ludwig odwiedził Francję w 1874 roku, w gazecie "Figaro" napisano "wydawać by się mogło, że Bawarczycy wzięli go z jakiejś baśni". Było to o tyle ciekawe, że sam Ludwig zauroczony był baśniami i niemieckimi legendami. Już sam ten fakt mógł powodować nadanie mu opinii człowieka z głową w chmurach, jednak posiadał on do tego wiele cech świadczących o jego oryginalności. Nawet sam sposób poruszania się jego wysokości go wyróżniał. Ludwig chodził podnosząc wysoko nogi, z głową odchyloną do tyłu. Miał także zwyczaj wykonywania przesadnych, egzaltowanych gestów.
Gdy w roku 1864, mając 18 lat, został koronowany na króla, natychmiast posłał po kompozytora Ryszarda Wagnera, którym był zafascynowany. Został mecenasem beznadziejnie zadłużonego Wagnera i obdarowywał hojnymi darami oraz pieniędzmi, które kompozytor w szybkim czasie wykorzystał, zadłużając się jeszcze bardziej.
Pod czujnym okiem Ludwiga powstawały kolejne dzieła Wagnera. "Śpiewacy norymberscy" w 1868, potem "Złoto Renu", opera "Walkiria" w 1870 roku. Od 1872 roku król coraz bardziej stroniący od ludzi kazał grywać sobie poszczególne utwory przy pustej widowni. Przyczynił się poprzez kolejne dotacje na rzecz Wagnera do budowy wielkiego teatru operowego, umożliwiającego realizację wizji muzycznych i dramaturgicznych swojego ulubionego kompozytora.
Bawarski król był również ogromnie zafascynowany architekturą.Jego pierwszą i najsłynniejszą chyba budowlą był baśniowy (oczywiście) w swym charakterze zamek o wielu wieżach, nazwany Neuschwanstein, który posłużył podobno jako wzór dla zamku Disney'a. Jeszcze bardziej imponującą inwestycją był Linderhof (neorokokowy)- fantazyjna budowla z symetrycznie rozmieszczonymi ogrodami. W jej sąsiedztwie znajduje się wodospad. w planach budowniczych był jeszcze Falkenstein. Wybudowanie tak okazałych pałaców bardzo zadłużyło Ludwiga.
Ekscentryczny monarcha uważany był za dziwaka, a nawet chorego psychicznie. Nie dość, że realizował swoje oryginalne pomysły muzyczne i architektoniczne, to jeszcze izolował się od ludzi i uskuteczniał własne fantazje i dziwactwa. Większość życia spędzał w samotności, otoczony jedynie służbą. zazwyczaj spał w dzień, a budził się wieczorem i noc spędzał na snuciu się samotnie. Jego ulubioną rozrywką były przechadzki w świetle księżyca lub przejażdżki srebrnymi saniami. Przez swoje zwyczaje bardzo poważnie zaniedbywał sprawy państwowe, a jego ministrowie nieraz czekali godzinami na króla, który nie raczył pofatygować się do nich. Ludwig niejednokrotnie migał się od obowiązków i zamiast podejmować ważne decyzje organizował na przykład bale kostiumowe. Z czasem jego zainteresowania przerodziły się w obsesje. Bezpośrednią przyczyną upadku króla była jednak jego ostatnia budowla, Herrenchiemsee, mająca być kopią Wersalu. Wtedy Ludwig był już poważnie zadłużony, więc sfinansowanie tej szalonej inwestycji byłoby wielką stratą dla państwa.
W takiej sytuacji jego ministrowie postanowili się go pozbyć, wykorzystując jako pretekst jego dziwaczne zachowanie. Specjaliści od zdrowia psychicznego, których sprowadzono, usłyszeli od służby opowieści o przyjęciach z udziałem wyimaginowanych postaci, biciu pokłonów przed świętym drzewem, całogodzinnych samotnych spacerach króla. Lekarze orzekli więc, że Ludwig cierpi na nieuleczalną chorobę psychiczną i kazali go więzić w zamku.
Dwa dni po werdykcie uczonych, król wybrał się na spacer razem ze swoim nadwornym medykiem. Z tej przechadzki już nigdy nie powrócił, a ciała spacerowiczów znaleziono w pobliskim jeziorze Starnberger. Okoliczności jego śmierci dalej nie zostały wyjaśnione, tak samo jego rzekoma choroba psychiczna.
Zapewne nigdy nie dowiemy się prawdy o ekscentrycznym bawarskim królu, trzeba jednak przyznać, że był on postacią niezwykłą, a jego styl bycia i zwyczaje pobudzają wyobraźnię. Bardzo spodobała mi się jego historia, zwłaszcza, że nie można króla oceniać jednoznacznie negatywnie ani pozytywnie, jego postać jest pełna sprzeczności, a śmierć okryta zagadką.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Dieta: co jecie i w co się pakujecie

Sporo się namnożyło porad w internecie. Najwięcej chyba na tematy mody i urody, a także, oczywiście, diety. Któż z nas nie chciałby być szczupły, lekki, bez cellulitu... Zapewne większość. W dzisiejszych czasach kanony urodowe są takie, a nie inne. Inne niż w czasach Rubensa. Nie będę się rozwodzić nad tym, czy są dobre, czy nie, bo świata nie zmienię, ale jedno jest pewne: to co piękne musi być szczupłe.
Oczywiście, że najważniejsze to dobrze czuć się we własnym ciele i nawet osoby z nadwagą mogą czuć się szczęśliwe i piękne. Nie ma według mnie jedynego oficjalnego kanonu: ktoś ma szczuplejszą figurę, inny jest trochę przy kości, różnimy się budową ciała itd, ale to nie zmienia faktu, że wszystko wokół wywiera na nas presję szczupłego ciała. Z jednej strony to dobrze, bo rzeczywiście nadmierne ilości ciała nie są ani estetyczne, ani zdrowe, jednakże sposoby, w jaki np. media promują szczupłość, a raczej chudość są dla mnie nie do przyjęcia.
Co innego przecież jest być zadbanym, wysportowanym i zdrowym, a co innego wychudzonym.
Kiedy patrzę na Anję Rubik przed oczyma staje mi wieszak w moim przedpokoju. Naprawdę, czy to ma być piękna kobieta, pożądana prze mężczyzn, cud modelka? Takie wychudzone chuchro z kośćmi policzkowymi niemal przebijającymi skórę? Kiedy na nią spoglądam mam wrażenie, że zaraz się złamie, a jej kończyny przywodzą na myśl pająka. Czy naprawdę komukolwiek się to podoba?
Anja na pewno byłaby piękną kobietą, gdyby ciut przytyła, to mówię ja, Mańka.
Niestety, projektanci, modowe guru i tym podobni osobnicy myślą inaczej. Na pewno szczupłe nogi dobrze wyglądają w rurkach, ale dobrze by było, gdyby te nogi wyglądałyby równie pozytywnie po ich zdjęciu. Tak nie jest, bo przekroczona została granica chudości. Skoro nogi składają się z samych kości, powleczonych skórą, jak mogą być piękne? Studenci medycyny śmiało mogliby się na niektórych modelkach uczyć anatomii, bo układ kostny jest na nich doskonale widoczny.
Potem roi się od dziewczyn, które mają doskonałą figurę, ale i tak chcą schudnąć. Nie mówię nawet o skrajnych przypadkach, kiedy odchudzanie przeradza się w anoreksję, jednakże obserwuję ciekawy problem społeczny.
Ludzie nie mają zielonego pojęcia o tym, jak się odchudzać. Albo katują się menu kozy, albo jedzą jeden posiłek dziennie, prawdopodobnie składający się z kotleta, ziemniaków i kapusty zasmażanej, albo kupują same produkty z napisem "fit". W ostateczności szukają w internecie i...
Znajdują.
Dietę Grapefruitową.
Jak jeść boczek trzy razy dziennie i schudnąć.
Niskokaloryczne potrawy azjatyckie.
I tym podobne bzdury.
Ludzie, mam wrażenie, że nie macie mózgów. Gdyby trochę pomyśleć, od razu przyszłoby wam do głowy, że na samych Grapefruitach organizm długo nie pociągnie, że w jedzeniu ważne jest urozmaicenie, że jeden posiłek dziennie sprawia, że wasz organizm zamiast pozbywać się tłuszczu, magazynuje go...
Absolutnie odradzam wszelkie diety koktajlowe, sokowe, tudzież wykluczające z menu jakiś składnik, na przykład dietę Dukana. Nie ma nic gorszego. Naprawdę, jest dużo łatwiejszy sposób, aby być najedzonym, zdrowym i szczupłym.
Może was zadziwię, ale clue sprawy tkwi w tym, żeby nie żreć dużo, a przy tym wybierać rzeczy dobre dla naszego organizmu. Przede wszystkim należy odstawić fast foody. McDonaldy, KFC, Szybkie Burgery czy inne tego typu wytwory są dobre od święta, a najlepiej to wcale ich nie jeść. Są napakowane chemią i tuczące. Oczywiście nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas zjemy frytki, ale niech to będę nasze frytki a nie frytki "nie wiadomo z jakiego oleju nas smażono". Po drugie, można sobie urozmaicić posiłki i poszukać dobrych dań z innych kuchni świata. Nie bójmy się eksperymentować, bo nasz organizm potrzebuje odmiany i urozmaicania, a spora część ludzi jedzie całe życie na rosole i schabowym.
Po trzecie warzywa i owoce są bardzo ważne, więc nie można ich wyeliminować. Nie ma "nie lubię".
Po czwarte słodycze to wielka bolączka naszego narodu. Wiem, wiem, że są dobre i nie mówię aby z nich rezygnować, ale trzy batony dziennie, to lekka przesada...
Poza tym moją tajną bronią jest ograniczenie cukru. Ja przestałam słodzić i od razu coś schudłam. Na początku herbatka dziwnie smakuje, ale to tylko kwestia przyzwyczajenia. Teraz nie mogłabym wypić herbaty z cukrem, aż mnie trzęsie na sam widok. A efekty są, więc warto się trochę pomęczyć na początku, zwłaszcza, że cukier nie jest zbyt zdrowy.
Ostatnią kwestią jest to, że samym odżywianiem nic nie zdziałamy, jeśli ciągle siedzimy na kanapie przed telewizorem. Ruch też jest potrzebny, inaczej już niedługo na drzwiach pokoju bliscy będę mogli zawiesić tabliczkę z napisem "Uwaga, morświn". Trzeba ruszyć dupę i tyle. Jak powiedziała Eva w "Musimy porozmawiać o Kevinie": "Nie wierzę w ten cały metabolizm. Grubi ludzie ciągle coś jedzą". I ja się z nią zgadzam. Jak się będziecie obżerać i nie będziecie ćwiczyć, to będziecie grubi, proste.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Stara historia - Powstanie Warszawskie

Oczywiście powtarza się coroczna klasyka związana z dniem 1 sierpnia. Jak zwykle nie mogło obyć się bez mojego głębokiego wkurwa. Wnikam wgłąb siebie i przekonuję siebie samą, że nigdy już nie wejdę w internety w rocznicę Powstania Warszawskiego, ale albo zapominam, albo nie wiem już sama, co sobie myślę. Oczywiście wszędzie w necie znajdują się idioci, którzy nie mają pojęcia o istocie rzeczy, ale wypowiadający się w osobach wybitnych znawców i opiniotwórców. Z każdym komentarzem podnosi mi się ciśnienie, blednę i czerwienieję na przemian i dostaję nerwowych tików. I, jak co roku, klasycznie napiszę posta o tym, jak bardzo jestem wkurzona na tępych ludzi z mózgiem wielkości pomarszczonej rodzynki.
W tym roku, aby nie dać zjeść się rutynie, przytoczę kilka soczystych debilizmów wypatrzonych na kilku portalach.
"A gdzie chwała dla poległych Czerwonoarmistów dzięki którym dziś nie mówisz po niemiecku?"
Autentiko z kwejka, myślałam, że się przewrócę, jak to zobaczyłam. Nie mam pojęcia, czy ten człowiek jest rzeczywiście tak głupi, czy jedynie udaje.
"Przez tych tchorzy i samobojcow zginelo 200000 Polakow."
Kolejne bardzo logiczne zdanie. Jak widzimy z zachowaniem polskiej ortografii. Pomijając fakt, że nazywanie powstańców tchórzami jest wysoce dziwne, to jak widzimy ten pan nie ma pojęcia co znaczy honor.
Oczywiście, że Powstanie pochłonęło wiele istnień, jak to się określa "cywili". A ja powiem, że w Powstaniu też walczyli "cywile", zwykli ludzie. Nikt ich do tego nie zmusił, jak sugeruje inny mędrzec od siedmiu boleści. Na początku był to zryw ogólnoludzki, ogólnowarszawski, a ludzie wiązali z nim wielkie nadzieje. Jak pisze Miron Białoszewski "Hura, hura powstanie od razu powiedzieliśmy sobie: jest. Jak wszyscy w Warszawie." Cytuję z pamięci. Ponadto, jak potwierdza mój Dziadek (Właśnie przyszedł i mi zagląda przez ramię. Szybko zamykam laptopa.)ludzie naprawdę liczyli na wsparcie Armii Czerwonej. Mało kto z was wie, że w radiu radzieccy przedstawiciele zachęcali do rozpoczęcia Powstania. Poza tym, to było coś, o czym nie macie pojęcia. Siedzicie w domu przed tym komputerem i łatwo wam komentować. Ci ludzie, ponieśli największą ofiarę, złożyli na stosie swoje młode życie, talenty, marzenia, plany życiowe i zawodowe. A wy macie czelność nazywać ich tchórzami i samobójcami. Nie mieści mi się to w głowie. Rozumiem, że opinie o Powstaniu są różne i można mieć różne zdanie co do potrzeby rozpoczęcia go, ale nie można odmówić tamtym ludziom, że walczyli o honor. Tak samo powstanie w getcie warszawskim nie miało szans na wygraną, ale gdyby tamci ludzie go nie rozpoczęli, przegraliby sto razy bardziej. Czasem wygrywamy właśnie wtedy, kiedy realnie przegrywamy. To było coś, co tamci ludzie musieli zrobić, aby być w zgodzie z własnym sumieniem i mieć świadomość, że zrobili wszystko, co mogli.
"Wszyscy tylko pieprzą o "bohaterskim zrywie" i ofiarach wśród AK-owców. A w mojej opinii, w pierwszej kolejności powinno się mówić o wymordowaniu 200 tys. cywilów. Poza tym, rozwałka w Warszawie znacznie ułatwiła i przyśpieszyła robotę czerwonym, tak więc, "dzięki", AK-owcy..."
Największa głupota, jaką widziałam. Nikt nie pomija tych 200 tys. zabitych, ale dlaczego dzielić ludzi na AK i resztę? To po prostu byli Warszawiacy
"Cywilów o zdanie nikt, niestety, nie pytał. AK-owcy wiedzieli, że gówno wywalczą, ale musieli zaspokoić swoje chore ambicje."
Kolejny raz powtórzę, że mieszkańcy miasta popierali Powstanie i liczyli się z tym, że trzeba ponieść pewną ofiarę. Oczywiście łatwiej gnić w cieplutkim fotelu i obsmarowywać AK. Typowy produkt lewackich poglądów wlewanych wam do głów. I nie, nie jestem prawicowym oszołomem, po prostu dostrzegam w społeczeństwie skutki pewnej propagandy.
"Polska gównokraj, mogli się poddać to by nam sie lepiej teraz żyło, a nie ciągłe narzekanie na to jak to drogo i,że nie ma pracy"
Nie widzę związku. Za to widzę inny: oni przelali swoją krew, aby zachować godność, żeby teraz rosło nam społeczeństwo bez godności. Jakiejkolwiek. Byle się nażreć, napchać i pobawić. Co za różnica, czy mówimy po polsku, czy nie. Chciałabym tylko zwrócić uwagę, że dzięki zaborom, okupacji i komunie jesteśmy gównokrajem i to właśnie komuna wychowała takie wrzody, jak ty. Gównopolaku.
"Podziwiam tych którzy chwycili za broń, cześć im i chwała! Ale ponawiam pytanie, jaki był jego cel? Nadchodziła niepowstrzymana armia radziecka, nie mieliśmy lekartw, broni amunicji, wyszkolenia. Dowódcy powstania wysłali tych młodych, cudownych ludzi na rzeź... w imię czego? Gloria Victis? Nie, nie gloria victis tylko VAE VICTIS! Gdy zachodzi taka potrzeba, mus uciekać, uciekać aby walczyć innego dnia o innej porze z innym wrogiem."
Na to przytoczę komentarz innego użytkownika "nawet nie zdajesz sobie sprawy jak tamte spoleczenstwo robilo wszystko by tylko choc chwile byc lepszym od tych ktorzy pragneli zabrac ich ziemie.. " Nic dodać, nic ująć.
Dodam jeszcze, że tak, na pewno, oczywiście gdyby nie Powstanie to Niemcy by nam czekoladę podawali na srebrnej tacy. To wszystko przez AK i gówniarzy, którym się zachciało postrzelać, mimo że nie mieli amunicji. Nie wiecie, o czym mówicie. Pragnęłabym, żebyście spojrzeli prosto w oczy żyjącym jeszcze uczestnikom powstania i bez mrugnięcia powtórzyli swoje "prawdy".