Ty, który tu wstępujesz, żegnaj się z nadzieją!
Wszystkie ewentualne podobieństwa są nieprzypadkowe. Imiona zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa. Autor nie odpowiada za bezpośrednie, pośrednie, incydentalne lub trwałe szkody wynikające z wadliwego, błędnego lub niewłaściwego użycia. Uwaga, sceny drastyczne! Wszelkie prawa zastrzeżone. Możesz mieć inne zdanie.
piątek, 21 marca 2014
Fart życia
Jestem już po koncercie 19 marca. Było czadersko, ale nie mogło być inaczej, albowiem grała Apocalyptica (fanfary, oklaski, morze confetti).
Mańka, która nigdy nie potrafi zrobić niczego porządnie i normalnie, jak przystało na człowieka zbliżającego się do pełnoletności, za późno się obudziła z rezerwacją biletów. W związku z tym zostały jej miejsca daleko w tyle lub dostawki. Wybór padł na dostawkę, bo znajdowała się bliżej na planie sali.
Za dostawkę zapłaciłam 99 zł. Kiedy dotarłam na miejsce siadłam bez pardonu w rzędzie 8, zaraz obok mojej dostawki, coby jeszcze skorzystać z miejsca z oparciem, zanim przez 2,5 godziny będę zajmować pozycję zgięcia w pałąk. I tu tkwi cały sens sprawy - trzy miejsca w rzędzie 8 pozostały wolne, więc siedziałam na miejscu za 180 zł, zapłaciwszy 99. Blisko zespołu i do tego w miarę pośrodku. Poszczęściło mi się.
Miejsca siedzące sobie chwalę, bo coś widziałam i nie było pogo. Jak słusznie już pewna dziewczyna zauważyła, przy 160 wzrostu można pogo nie lubić, bo widok jest przerywany. Oglądać koncert falowo, w przerwie pomiędzy jednym skokiem bliźniego, a drugim nie jest moją domeną. A i tak od połowy koncertu wszyscy stali, bo trudno było zachować postawę siedzącą. Koncert mojego życia, jestem przeszczęśliwa.
To macie Perttu w Sali Kongresowej:
Podobno mu się podobała :)
I ja tam byłam, wodę i soczek piłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)